Mjuzik

piątek, 31 października 2014

Siła, 3 x K, pełnoprawny atak.

Post dzisiaj, ponieważ jutro wyjeżdżam i nie będzie na to czasu.

Tydzień minął całkiem przyzwoicie. Pomijając poniedziałkowy atak. Na lekcji chemii znowu pojawił mi się mroczek na lewym oku. Z małego punktu w ciągu niecałych 30 minut rozrósł się na cały zakres widzenia. Jeżeli w tamtym momencie ktoś poprosiłby mnie o przeczytanie czegoś, lub napisanie nie zrobiłbym tego. Nie byłem w stanie. Przeczekałem lekcje, po wyjściu z klasy poczłapałem pod kolejną klasę, usiadłem i myślałem co zrobić. Iść do pielęgniarki, zwolnić się z lekcji, znowu robić zamieszanie, czy męczyć się na lekcjach. Poprosiłem kogoś, aby poszedł mnie odprowadzić. (Nadal obawiam się, że któryś z tych ataków może skończyć się tym, że zemdleję.) Kiedy stanąłem przed drzwiami gabinetu przed moimi oczami pokazało się mnóstwo wspomnień, mnóstwo myśli. Odesłałem znajomego, że już sobie poradzę, stałem tam przez jakąś minutę, aby ostatecznie stwierdzić, że nie wejdę tam. Natomiast pognałem do toalety. Po trzecim odruchu wymiotnym mój organizm uspokoił się, poczułem się lepiej. Ochlapałem twarz wodą i wyszedłem. Nie daleko toalety lekcje miała Kotori, która praktycznie rzuciła się na mnie nie wiedząc o niczym. Miała świetny humor co sprawiło, że i mój się poprawił. Na następnej lekcji było jeszcze ciężko, ale potem czułem się dobrze, a humor miałem jeszcze lepszy. Bardzo cieszę się, że nie przekroczyłem progu gabinetu. Po szkole pierwszy raz usłyszałem jak śpiewa Kotori przy akompaniamencie jej chłopaka z gitarą. Chyba już zawsze ta piosenka będzie mi się kojarzyła z tym okresem, już zawsze słysząc tą piosenkę będę przypominał sobie ten moment, kiedy podszedłem do śpiewającej i nieświadomej tego Kotori.

Wiem, że miałem nie streszczać poszczególnych dni, ale jakoś tak popłynęło. Reszta dni minęła pozytywnie. Mogę śmiało powiedzieć, że gdyby tak było do końca roku byłbym szczęśliwy. Także w życiu Kotori zaczęło się układać. Przeszłość przestała ją tak bardzo męczyć, koszmary także odchodzą, kiedy to usłyszałem ucieszyłem się jak głupi. Moja paczka klasowa praktycznie się rozpadła. Prawie ze sobą nie rozmawiamy. Natomiast z Brodaczem zaczynam się dogadywać, może działa na to fakt wspólnych zainteresowań, a może dlatego, że z męskiej części klasy jest na mnie nastawiony bardziej pozytywnie. Już nawet średnio mnie to interesuje. Chcę mieć tylko z kim pogadać, nieważne kim jest ta osoba. Nie zależy mi na zdobywaniu na siłę przyjaciół. Wiem, że z nim przyjaźń byłaby trudna, przypomina mnie z okresu z przed roku. Trochę to zajmie, ale nie wiem czy zależy mi na przyjaźni tego typu.

Kolejnym i chyba ostatnim wartościowym wydarzeniem była dzisiejsza w tym tygodniu lekcja. Znowu przylazła pedagożka-3xK ("Kochająca Kurwa Kasia"). Jakiś czas temu pisałem o tym, że przyszła przeprowadzić warsztaty na temat narkotyków. Pisałem także, że rozwinęła się żarliwa rozmowa. Dzisiaj powiedziała nam, że po rozmowie z nami musiała przemyśleć to wszystko, że szukała w sobie błędu, który sprawił, że ta rozmowa potoczyła się tak, a nie inaczej i takowego nie znalazła. Stwierdziła, że szukała w innych klasach takich głosów jak nasz, ale także nic takiego nie znalazła. Powiedziała, że oznacza to, że jesteśmy zdegenerowani, że mamy tok myślenia jak w szkołach patologicznych, gdzie problem z narkotykami jest codziennością, niczym osoby na odwyku...Nie chce mi się przytaczać całej rozmowy. Może po części to nasza wina, ale kurwa bez przesady.  Potraktowała nas jakbyśmy co najmniej zabili człowieka. Mówiła o nas wszystkich jakbyśmy byli śmieciami, bez wartości. Nie pozwoliła nikomu dojść do słowa. Powiedziała wprost, że nie interesuje jej rozmowa na takim poziomie jaki reprezentujemy. Stwierdziła, że nie mamy za grosz współczucia, sumienia i wartości. Powiedziała to osoba, która ma wyższe wykształcenie pedagogiczne... Jakaś paranoja.
Następnie puściła wywiad z matką samobójcy, którego ostatnio nie dokończyliśmy. Tak naprawdę o tę kobietę toczyła się cała kłótnia. Wtedy pisałem, że ten chłopak był bardzo podobny do mnie. Dzisiaj, po stanach depresyjnych dostrzegłem w nim samego siebie. Czułem się jakby był mną z alternatywnej rzeczywistości. Z rzeczywistości, w której spotkałem ludzi, którzy uparcie wprowadzali mnie w narkotykowy świat. Wszystko co mówiła ta kobieta nakładało się z tym co widzą moi rodzice. Do tego stopnia, że także prowadził coś w stylu bloga. Doskonale rozumiem tego chłopaka i wiem co czuł... A uczucia te zostały wzmocnione przez trawkę, a potem coś mocniejszego... i poleciałem.

Zmiana tematu.
Od zawsze moja forma fizyczna była poniżej przeciętnej, nigdy jakoś mi to nie przeszkadzało. Owszem wstydziłem się tego trochę, tak samo jak bycia grubym, ale przyzwyczaiłem się do życia z tym. Jak w gimnazjum się okazało jestem także słaby psychicznie. To także mi nie przeszkadzało. Zawsze jakoś sobie z tym radziłem nie zwracając na to uwagi, bo po co skoro nie miałem dla kogo być silnym. Osoby mi "bliskie" jeszcze bardziej pogarszały stan psychiczny. Zdawałem sobie sprawę jak jest, ale potrafiłem z tym żyć. Pogodziłem się także z faktem, że psychicznie bliżej mi do kobiety niż mężczyzny... Jednak w ciągu tego tygodnia postanowiłem, że muszę walczyć. Muszę walczyć ze swoimi wadami fizycznymi i przede wszystkim psychicznymi. Nie wiem jeszcze jak chcę tego dokonać. Jeżeli chodzi o fizyczność ciężko mi to zawsze przychodziło. Bieganie jakoś najłatwiej, ale teraz nie mam takich możliwości. Niestety bardzo szybko się przeziębiam głównie ze względu na złe odżywianie, więc o bieganiu w zimie nie ma mowy, jeżeli chcę mieć frekwencję powyżej 50%... Jestem skazany na postęp w domu. Natomiast jeżeli chodzi o psychikę to już całkowicie nie mam pojęcia jak tego dokonać. Jak stać się silnym? Czy to w ogóle możliwe? Chcę wyzbyć się wielu aspektów charakterystycznych dla mojego wnętrza, a także części uczuć. Nie mówię o całkowitym wyobcowaniu, ale jest kilka rzeczy, które przeszkadzają mi w życiu codziennym. Chociażby to uczucie, kiedy długo nie widzę się z Kotori, czy z nią nie piszę. Zdarza się nawet, że w momencie, kiedy się żegnamy całkowicie tracę humor. Uważam, że to przesada. Czasami nie rozumiem siebie. Widzimy się codziennie w szkole, a po szkole i w weekendy piszemy. A ja cały czas chcę więcej. Przyjaźń przyjaźnią, kochanie kochaniem, ale przecież znam granice, wiem gdzie jest moje miejsce w trójkącie miłosnym, a moja podświadomość nie chce tego zaakceptować i coraz bardziej "nalega" na ten kontakt. Wiem, że brzmi to dziwnie, wiem że powinienem się trochę zdystansować emocjonalnie i wiem, że gdybym usłyszał to z ust kogoś innego uznałbym tą osobę z idiotę, który nie potrafi ogarnąć samego siebie. Chcę wyzbyć się tego, chcę wyzbyć się stawiania wszystkiego na jedną kartę, chcę być bardziej asertywny, chcę być bardziej... męski, chcę w końcu wiedzieć czego chcę...

Utwór na blogu - Eir Aoi - Ignite, jest openingiem do anime SAO2. Idealnie wpasowuje się w temat zdobywania siły. Jeżeli komuś chciałoby się szukać tłumaczenia...

sobota, 25 października 2014

Pierwszy post nowego porządku. Śmierć.

 Ostatecznie zdecydowałem jak będzie wyglądała moja działalność na blogu. Posty pojawiać się będą tylko w weekendy i będą podzielane jakby na 2 części. Jedna dotyczyć będzie mojego życia, a druga konkretnego tematu. Jeżeli obie części będą bardzo rozwinięte (Co prawdopodobnie nie będzie się często zdarzało.) będę pisał 2 posty. W sytuacji, kiedy nie będę miał czasu postaram się coś wrzucić w tygodniu.

Ten tydzień, a raczej jego połówka minęła dziwnie. Nawet bardzo. Jednego wieczora potrafiłem zmieniać nastrój 5 razy. Mój nastrój zwłaszcza wieczorami w domu był skrajny, zmieniał się niczym parabola. Potrafiłem śmiać się do łez, a po kilku minutach mieć łzy smutku w oczach. Ktoś mógłby stwierdzić, że wyglądało to minimum psychicznie i zgadzam się z tym. Na szczęście takie skrajności nie występowały w szkole. Tam starałem się trzymać cały czas jedną maskę. Zacząłem radzić sobie z takim stanem oglądając najbardziej puste anime jakie mogłem znaleźć, zajmując sobie czas, abym nie miał chwili dla siebie. Pod koniec tygodnia już jakoś mi się poprawia. Przestałem tak bardzo myśleć o moim braku sensu, o sobie, o tym jak bardzo nawalam. Może w końcu powoli zaczyna się układać, a może to tylko chwilowa poprawa. I don't care.
Brak bloga w ciągu tych kilku dni też zadziałał na mnie bardzo mocno. Jestem uzależniony od pisania postów. Nie potrafię myśleć jak inni ludzie. Moje myśli automatycznie formują się w wersji na bloga. Np zamiast pomyśleć: "O! Odizolowałem się od klasy mogę zrobić to i to, w końcu dali mi spokój." myślę tak: "Dzisiaj na zastępstwie usiadłem z boku klasy i mogłem się w końcu zająć sobą i swoimi myślami. Z jednej strony się cieszę, z drugiej to przykre, że znowu izoluję się jak w poprzedniej klasie.". Nawet idąc ulicą automatycznie myślę co mogę napisać o tym na blogu. Strasznie mnie to męczy, a momentami mam ochotę coś sobie zrobić po entej takiej myśli. Na szczęście powoli udaje mi się ogarnąć i przestaję myślami schodzić na tą tematykę.

Powinienem, wraz z postem zmienić muzykę na blogu, ale nie mam serca. Kiedy słucham tego utworu przechodzą mnie ciary. Wyraża dokładnie to, co myślę o naszym świecie. Pozwolę sobie nawet na interpretacje, której nigdy sam nie pisałem.



Piosenka o świecie, szalonym świecie dla ludzi niemogących odnaleźć się w tej paradoksalnej dla nich rzeczywistości. "Familiar faces" - ale już nie takie same jak kiedyś, znajome - wygląd ten sam, ale tak naprawdę obce - zdarte twarze. Piosenka dla ludzi, którzy nie potrafią, nie chcą (!) brać udziału w wyreżyserowanym przedstawieniu, nie chcą "czuć się jak każde dziecko powinno. Siedzieć i słuchać, siedzieć i słuchać.", być zwierzęciem w cyrku i poddawać się zasadom. "Nie ma jutra, nie ma jutra" - nie masz szans na zmianę otaczającej rzeczywistości, ale nie możesz jej ulec. "Troszkę mnie śmieszy, troszkę mnie smuci, że sny, w których umieram są najlepszymi, jakie kiedykolwiek miałem.", przyjemne, śmieszne - chęć zakończenia cierpienia, ale smutne, bo nie chcesz odchodzić z tego świata, nadzieja pomieszana z bólem i beznadziejnością... Yes, ours world is very, very mad...


Dodatkowo utwór ten wpasowuje się w temat jaki postanowiłem przedstawić, czyli śmierć. Temat nie poruszany, o którym nie chcemy myśleć, a jeżeli ktoś głośno o tym powie zostanie uznany za psychola. A przecież jest to jedyna rzecz, która w tak dużym stopniu dotyczy nas wszystkich. Do tego tematu nakłoniły mnie myśli o śmierci, a także zbliżające się święto zmarłych. Oprócz tego ostatnio coraz bardziej czuję, że czas mojej babci się kończy... Jest z nią coraz gorzej. Nie jest leżąca, nie leży w szpitalu, funkcjonuje. Ale od kilku lat bierze chemię, ponieważ choruje na białaczkę. Co za tym idzie w ostatnich tygodniach można dostrzec... jak się sypie. Ciężko mi to pisać, ale czuję, że muszę to z siebie wyrzucić. W ciągu mojego życia (A raczej odkąd pamiętam.) zmarły 3 osoby z mojej rodziny. Stratę tylko jednej osoby bardzo odczułem, ponieważ mieszkała ona w naszym domu. Było to w V klasie podstawówki, więc jeszcze nie za bardzo kontaktowałem, ale są to pamiętne dni. W związku, że przeżyłem stratę tylko jednej osoby absolutnie nie można powiedzieć, że jestem na "Ty" ze śmiercią, że wiem co znaczy utrata bliskich. Czy w ogóle można oswoić się ze śmiercią?
Zdecydowana większość religii mówi o drugim życiu, o piekle, niebie. Znam także wiele osób mówiących o śmierci jak o definitywnym końcu. Kiedyś wierzyłem, że coś "tam" jest, ale dzisiaj przestaję w to wierzyć. Nawet jeśli coś istnieje "po drugiej stronie" to nie chcę o tym wiedzieć. Wieczność mnie przeraża. Przeraża mnie, że mogę być wiecznie szczęśliwy... Jednak uważam, że nie powinniśmy się bać śmierci. Niepiśmienny Sokrates powiedział kiedyś, że tylko głupiec boi się śmierci, ponieważ niemądre jest obawianie się czegoś, czego nie jesteśmy świadomi. Nie wiemy, czy śmierć jest największym darem, czy przekleństwem człowieka, więc nie powinniśmy się jej bać. Zgadzam się w zupełności. Jedno czego jestem pewny w tej tematyce jest to, że powinniśmy czerpać jak najwięcej szczęścia z tego życia czyniąc dobro, aby nie żałować zmarnowanego czasu.

poniedziałek, 20 października 2014

Koniec.

Pora z tym skończyć. Mam dość. Dość tego wszystkiego. Zjebałem swoją szansę. Wszystkie moje wybory począwszy od podstawówki były błędne. Pogrążałem się coraz bardziej. Nienawidzę siebie. Teraz już za późno. Muszę przestać myśleć. Muszę się odmóżdżyć. Muszę... muszę...
Skupię się na szkole, na przeżyciu kolejnego dnia, nie na wnętrzu, nie na tym co mówi mi podświadomość. Przestanę myśleć. Przestanę się zastanawiać, podejrzewać, wnioskował.  Będę walczył sam ze sobą, o to aby dał mi spokój. Popłynę z prądem, nie będę myślał.

Przez jakiś czas nie będą pojawiały się posty. Mam wrażenie, że wiele rzeczy ciągnie mnie na dno... w tym blog. Nie wiem jak to będzie. Może wrócę za 2 dni, może już nigdy.

niedziela, 19 października 2014

2 post jednego dnia, o tematyce beznadziejności.

Cały dzisiejszy dzień przebiegł bardzo nie fajnie. Moja nienawiść do świata ani troszkę nie zmalała. Strasznie męczyłem się siedząc u dziadków, w samochodzie, kiedy musiałem rozmawiać z nimi wszystkimi. Kiedy tylko mój humor poprawił się odrobinkę po chwili znowu się psuł. Beznadzieja. Nie zrobiłem dzisiaj nic, a jutro takie straszne lekcje...

Depresja.

Od wczoraj nic się nie zmieniło. Czuję się tak samo beznadziejnie jak wcześniej. Poczytałem w internecie o depresji, zrobiłem nawet jakieś śmieszne testy. Jednak wynika z tego, że definitywnie borykam się z przewlekłą depresją. Wyjaśniałoby to wiele. Np dlaczego tak szybko tracę na wadze, czy dlaczego mam napady lęku. Czuję się samotny. Cały czas mam nadzieję, że ktoś napisze "hej! dziwnie piszesz na fb, asku, co jest? Może się spotkamy, porozmawiamy." Takie małe coś... Czuję się okropnie, nie mam siły na nic. Męczę się sam ze sobą. Jutro do szkoły i znowu udawać. Ten świat nie zmierza donikąd, tak samo jak moje życie. Chcę zniknąć. Odkąd pamiętam do tego zmierza to wszystko. Nie mam już siły.

Wczoraj wpadłem na aska pewnej osoby. Też z Torunia. Chłopak starszy o rok, albo 2. Jego życie było podobne do mojego, tylko o wiele bardziej skrajne. Jego postrzeganie świata jest zniekształcone tak samo jak moje. Zazdroszczę mu, że potrafi powiedzieć "Jestem nikim.", że potrafi trzymać się z boku, nie angażować się całym sobą, zaakceptować to kim jest w odróżnieniu ode mnie. W odróżnieniu ode mnie nikogo nie rani, oprócz siebie. Napisałem do niego długą wiadomość. Jestem ciekawy czy wgl ją przeczyta, ponieważ napisałem mu to w sposób, który mógłby być czystym spamem, lub wirusem. Inaczej nie mógłbym mu tego wszystkiego powiedzieć.

sobota, 18 października 2014

Lost in my own World.

Wczoraj spędziłem trochę czasu z Kotori, potem z PGO. Troszkę większym składzie, ale nadal nie kompletnym uzgodniliśmy sprawy dotyczące przyszłości. Po drodze spotkaliśmy pewną osobę, z którą wiążą się nieprzyjemne wspomnienia. Kolejny wysyp negatywnych emocji. Dzisiejszy dzień totalnie bez sensu. Cały dzień w domu. Nie zrobiłem nic produktywnego, oprócz wyniesienia śmieci. Odkopałem mojego pierwszego bloga. Znalazłem na nim 9 postów, których głupota mnie przeraziła. Jednak moje życie było jakieś takie lekkie. Może tylko wydaje mi się tak z perspektywy czasu. Oprócz tego znalazłem coś co może świadczyć o tym, że moje problemy z derealizacją, napadami i psychiką zaczęły się tamtego dnia.

Mam wrażenie, że moje problemy z pamięcią narastają coraz bardziej. Tak samo jak chęć zniknięcia z tego świata. Gdybym miał możliwość zniknięcia na zawsze wykorzystałbym ją. Jednak zniknięcia w taki sposób, aby nikt nie zauważyłby tego, nie myślał, nie pamiętał... Nie pasuję do tego świata. Nigdy nie pasowałem i nigdy nie będę żył jak inni - normalni ludzie. Przestałem wierzyć w cokolwiek. Nie wyobrażam sobie przyszłości. Po co to wszystko? Męczę się. Nie chcę tu być, chcę zacząć od zera, albo wgl nie zaczynać. Skończyć to wszystko.
Chcę wojnę. Kiedy zginę walcząc w imię czegoś (w czym nawet nie widzę sensu) będę mógł chociaż udawać, że moje życie miało jakikolwiek sens.

czwartek, 16 października 2014

"I cry when angels deserve to die."

Dzisiejszy dzień względnie pozytywny. Rano 1 lekcja - religia, na której 6 minutowa praca klasowa. Oczywiście zjebałem, poprawi się. Potem wf. Grało mi się okropnie, nie mogłem się skupić na piłce. Nie ważne czy grałem w polu, czy na bramce... Broniąc wpuszczałem takie szmaty, że to masakra. Jeden z najgorszych meczy ever. ZNOWU przegraliśmy z klasą gimbazjalną... Następnie poszedłem do lekarza ściągnąć szwy z brody. W końcu nie muszę łazić z jakimś gównem na twarzy. Następnie do domku, obiadek i chwila odpoczynku. Dzisiaj miałem pierwszy dodatkowy angielski w nowej grupie. Ale kiedy tak siedziałem w domu coś mnie tchnęło i stwierdziłem, że pojadę przed angielskim zobaczyć czy na pksie jest może Kotori. Moje przeczucie nie zawiodło mnie. Już w oddali zauważyłem małą, człapiącą dziewczynę. Gdyby to nie było dziwne zacząłbym się głośno śmiać z tego powodu. Moja podświadomość chyba nawiązała więź z Kotori, dzięki czemu udało mi się na nią wpaść. Kiedy to się trochę powygłupialiśmy rozstaliśmy się, a ja pognałem czym prędzej na angola. Moja nowa grupa nie zachwyciła mnie. 2 laski nigdy się nie odzywające, chłopak z angolem na poziomie mojej 1 klasy gimnazjum. Oprócz tego jeden chłopak dobrze ułożony i chyba się z nim dogadam  i jedna bardzo towarzyska i zabawna laska. Przeżyje (y).

Miałem jakiś ciekawy pomysł na posta, ale nie mam siły dzisiaj sobie przypominać.

Jutro idę na 2 lekcje, oprócz tego mam zgromadzenie PGO, oraz liczę na to, że Kotori potowarzyszy mi w czekaniu na nich. Ciekawie się zapowiada.


EDIT: Dopisując tytuł do posta odczułem deja vu. Dziwne. Zazwyczaj podczas tej chwili przypomina się sen (proroczy), w którym działo się to samo co dzieje się w danej chwili, ewentualnie myśli. A teraz wyraźnie odczułem wspomnienia... Tak jakby to deja vu jednak nie było tylko snem... Może to coś więcej... Może teoria kwantowa dopuszczająca istnienie równoległych wszechświatów nie jest jednak taka głupia...

środa, 15 października 2014

POLSKA. SPRING INTO NEW KURWA.

PS. (Na początku, bo mogę.) OTO 250 POST!

Dzisiejszy dzień taki jakiś szary. Nudny. Trochę smutny, ale kilkakrotnie szczerze się uśmiechnąłem... nie jest źle. Tak neutralnie. Mam wrażenie, że niezdrowo uzależniam się od ognia... Ciągle łapię za zapałki, ciągle coś podpalam. Patrzę. To mnie uspokaja. Kiedy patrzę na ten mały płomyk reszta nie istnieje... Stwierdziłem, że muszę się skupiać na tych dobrych chwilach, wesołych, a nie na złych i depresyjnych... Może to niezbyt dobrze, ale mam powoli tego wszystkiego dość. Muszę zrobić sobie chwilową odskocznię. Tyle o mnie na dzisiaj. Jakoś nie mam ochoty mówić dzisiaj o sobie, o uczuciach... Ostatnio tego było za dużo.

Ostatnie sukcesy sportowe mocno podniosły moje zdanie o sporcie polskim. Nie mówię tu o piłce nożnej, chociaż wygrana 2:0 z Niemcami i remis 2:2 ze Szkotami to duże osiągnięcie, lecz głównie o siatkówce, kolarstwie, pływactwie, Mistrzostwach Olimpijskich i o naszych lekko atletach. 2014 już został okrzyknięty rokiem cebuli... Morale rodaków mega wzrosło. Już odzyskiwałem wiarę w nasze państwo, kiedy to odnalazłem to: NOWA INICJATYWA. Nosz kurfa... Nie wiedziałem czy czytając to mam śmiać się, czy płakać. Jeżeli komuś nie chce się czytać, w skrócie: Ruszyło głosowanie na logo, które ma reprezentować polskie produkty, akcje, inwestycje itd. na świecie. Okej może to nie jest taki zły pomysł, ale kurfa wydać 200 tysięcy EURO na projekt takiego czegoś?!

Wystartowało głosowanie na nowe logo Polski

Jako polaczek nie powinienem narzekać, ponieważ pieniądze na to poszły nie z budżetu państwa, lecz z hojności "prywatnego inwestora"... Ale jak patrzę na te jebane sprężynki, które mają mnie reprezentować na arenie międzynarodowej, to aż bierze mnie obrzydzenie. Może i sprężynka jest dobrym symbolem dla działań Polaków w przeszłości. "Im bardziej, jako naród, byliśmy ograniczani, tym większą energię, i twórcze napięcie generowaliśmy. Odradzaliśmy się silniejsi i jeszcze dynamiczniej działaliśmy." Ale nijako to pasuje do idei samego logo. I jeszcze te nagłówki "Historyczna szansa"... Załamanie, ból i cierpienie. Jeszcze chwalą się faktem, że to właśnie Polacy ostatecznie wybiorą logo. Wybiorą pomiędzy 3 bohomazami widocznymi powyżej... To jest szczyt. Kolejny sposób na ośmieszenie Polski na arenie międzynarodowej podobnie jak było z "Kokokokokokokokokokokokok EURO SPOKO"...

Nikt już nie mówi o Ukrainie. A właśnie tam odgrywają się najważniejsze wydarzenia ostatnich lat. Siły rządowe przegrywają z Rosją... Świat milczy... Apropos Rosji. Dzisiaj zatrzymani zostali 2 mężczyźni działający dla wrogiego wywiadu. Jednym z nich jest ważny oficer wojskowy posiadający dużą wiedzę, drugim prawnik... Oczywiście szpiegowali na rzecz Rosji... Jestem ciekawy ile w tym prawdy, a ile propagandy...

wtorek, 14 października 2014

Cienie ataku.

Wczoraj dopiero po kilku godzinach zrozumiałem o co chodzi z tym całym dniem. Nasilanie się złego nastroju i wybuch wszystkich negatywnych emocji pod wpływem czynniku zewnętrznego. W tym wypadku tym czynnikiem była Kotori. Zabawa ogniem nie pomagał, siedzenie na balkonie też nie. Myśli samobójcze, ściskanie w żołądku, mdłości, to wszystko już było. Przy napadzie lęku. Tak. To wróciło. Nie wiem dlaczego, ale wracało powoli przez cały dzień i nikt nie mógł tego zatrzymać. Kiedy prawie się porzygałem to wszystko odeszło, zniknęło, jakby moje wewnętrzne emocje się wypaliły. Jestem zły na siebie. Nauczyłem się, żeby w takie dni nie rozmawiać z ludźmi i wyładować się w inny sposób.

Mimo zniknięcia tego wszystkiego zostały ślady i mój dzisiejszy humor pozostawiał dużo do życzenia. Nie poszedłem do szkoły, ponieważ miałem kardiologa. Lekarz powiedział mi, że mam mierzyć sobie ciśnienie, odżywiać się lepiej, łykać magnez, pić dużo wody i ruszać się. Mam dobre wyniki, ale pojawia się ryzyko nadciśnienia i wysokiego cholesterolu. Nothing special. Dowiedziałem się, że każdy dorosły człowiek może zemdleć 2 razy rocznie i to nic nie znaczy. Następnie poszedłem rozejrzeć się za glanami i czekałem na Kotori przed szkołą. Ponieważ miałem mnóstwo czasu poszedłem z 2 osobami z byłej klasy się przejść. Przypomniałem sobie o pustości niektórych ludzi i za co nie lubiłem byłej klasy (y). Potem wróciłem i dalej czekałem. Poszlajaliśmy się Kotori i jej chłopakiem. Było tak... inaczej. Atmosfera całkowicie się zmieniła, kiedy zostałem z nią sam. Znowu cisza. Może nie, aż tak dotkliwa jak na naszym pierwszym spotkaniu w roku szkolnym, ale jednak. Boli mnie to, że nie potrafimy rozmawiać ze sobą w realu na trudniejsze tematy, o naszych problemach, obawach. Ona udaje tą zawsze wesołą Kotori, a ja udaję, że tego nie widzę. Kiedy wcześniejsze wydarzenia nie pozwalają nam na to, aby żartować nie mówimy prawie nic. Kiedy odjechała w mojej głowie pojawiło się milion pomysłów jak lepiej mogłem przeprowadzić tą rozmowę... Co powinienem powiedzieć, a czego nie. W internecie dużo koloryzuję, bardzo często mówię, że ją kocham... A w realu? Nie potrafię.
Może powinienem przestać się skupiać na swoim wnętrzu, na tym wszystkim. Może powinienem dalej łapać szczęśliwe chwile. I nie myśleć za dużo...

poniedziałek, 13 października 2014

Upadek.

Dzisiaj znów czuję, że zawiodłem. Nie podołam. Jestem egoistą. Przywiązałem do siebie wspaniałą istotę, która daje mi choć odrobinę szczęścia, nie mogąc jej zaoferować nic. Tak bardzo chciałbym chronić ją od zła, od przeszłości, ale nie mogę jej dać nawet odrobiny tego co dawała jej Przeszłość. Ta mała istota potrzebuję ochrony, a ja nie mogę jej zagwarantować. Jako osoba, którą wybrała, jako osoba, która obiecała jej, że będzie ją chronić nie potrafię. Jak mam chronić kogokolwiek skoro sam nie potrafię podołać swojemu życiu... skoro tak często napływają łzy. Jestem słaby i nigdy nie będę na tyle silny, aby móc zagwarantować cokolwiek. Chcę wspierać bliskich, a sam potrzebuję wsparcia. Jestem słaby i bezsilny. Wręcz boję się tego, że bliscy zaczną ukrywać przede mną swoje problemy, aby chronić mnie. Nie chcę tego, chcę walczyć. Chcę walczyć sam ze sobą, z problemami swoimi i bliskich, chcę w końcu zatriumfować, ale nie mogę.

Nie mam siły. Dzisiaj od początku dnia gorszy humor pogarszający się z upływającymi godzinami, nagle poczułem odpływ sił i skręciło mnie w żołądku, a ja przy zgaszonym świetle upadłem.

niedziela, 12 października 2014

Druga rzeczywistość i ogień.

Niedziela. Leniwa niedziela przed wolnym poniedziałkiem. Nie zrobiłem dzisiaj praktycznie nic. Wstałem po południu, zjadłem obiad, pograłem w jakąś grę RPG, zjadłem pizze i znowu do kompa.

Stwierdziłem, że nie mogę grać w gry, w których wczuwam się w główną postać. Mówię tu zwłaszcza o grach RPG, w których kieruje się postacią w sposób mniej lub bardziej realistyczny. Po 2 godzinnym graniu, kiedy odchodzę od komputera przestaję ogarniać. Coś jakby nawrót derealizacji tylko, że chwilowy. Bardzo to dziwne. Oznacza to, że nie mogę grać w takie gry jeżeli nie mam do dyspozycji całego dnia zamulania. Dzisiaj na szczęście po jakimś czasie mi to przeszło.
Tak myślę, że może to był powód pojawienia się derealizacji w przeszłości. Może mój mózg po prostu nie ogarnia rzeczywistości wirtualnej, a nie pamiętam już czy w tamtym okresie grałem w jakieś gry tego typu. Jeżeli tak jest rzeczywiście to moje marzenie korzystania z hełmu wirtualnej rzeczywistości takiej jak chociażby w anime SwordArtOnline wydaje się niemożliwe. Mógłbym popaść w ten świat całkowicie i całkowicie pomieszać rzeczywistości.
Swoją drogą prototypy takiego urządzenia już istnieją i jestem przekonany, że jeszcze za mojego życia takie coś będzie w użytku codziennym.

Często siedząc przed komputerem bawię się zapałkami. Podpalam papiery, które nie są już mi potrzebne. Ogień przynosi mi uspokojenie, przyjemność i poczucie kontroli, a także niekiedy ból, który jest mi czasami... potrzebny. Dzisiaj jednak dostałem nauczkę, aby bardziej uważać przy tej zabawie. W moim małym śmietniku, kiedy nie patrzyłem stopił się worek na śmieci i żar przemienił się w płomień... Na szczęście szybko to ogarnąłem... Tak mało brakowało do tragedii...

sobota, 11 października 2014

Chillday, wspominki, miłość - nienawiść.

Jesień. Piękna, polska jesień. Najpiękniejsza i moja ulubiona pora roku. Uwielbiam spacerować wśród opadających liści. Mimo okropnej temperatury 25°C zakochałem się w dzisiejszej pogodzie.
Dzisiejszy dzień mega pozytywny, mimo że bez jakiś fantastycznych wydarzeń. Potrzebuję takich luźnych dni. Wstałem przed południem umyłem się, zjadłem przepyszny, prosty, polski obiad, po godzinie odpoczynku wziąłem się za sprzątanie, oraz za przemeblowanie pokoju. Wszystko przy akompaniamencie ulubionej muzyki.  Od razu więcej miejsca się zrobiło. Dzisiaj postawiłem sobie cel znaleźć w jakimś sklepie najzajebistrzą czekoladę jaką jadłem w życiu. Spróbowałem ją kilka dni temu, kiedy to pojawiła się w pobliskim sklepie, ale niestety tylko na kilka dni i nawet nie zauważyłem, kiedy zniknęła. Mimo kilkugodzinnych poszukiwań nie udało mi się odnaleźć zaginionej czekolady. Ogromny smuteczeg. Po powrocie do domu zjadłem kolację i teraz siedzę na kompie.

Jednak z podróży tej wynikło  coś dobrego. Doznałem jakiegoś nagłego napływu weny, aż spisałem sobie słowa kluczowe. Część tematów poruszę dzisiaj, część zostawię sobie na kiedy indziej.

Jedna z myśli, która przeszła przez moją głowę była następująca. Czuję się wolny, mam najlepszą przyjaciółkę pod słońcem, łapię ile mogę szczęścia całym sobą, jestem szczęśliwy. Odkąd skończyło się moje dzieciństwo chyba nie byłem bardziej szczęśliwy. Znów na usta cisną się słowa, że zawsze chciałem taki być. Słowa te zredagowałem równiutko rok temu, kiedy to miałem pozory szczęścia. Wtedy też Nika poznała tajemnicę bloga. Nie chcę, żeby ten okres się powtórzył. Chcę, żeby to szczęście, ta miłość nie była złudzeniem i wierzę w to, że nasza znajomość z Kotori nie skończy się tak jak z Niką. Wierzę w to, że przetrwamy nawet najgorsze w naszym trójkącie miłosnym.

Już dawno temu pisałem czym dla mnie jest miłość. W skrócie opowiadałem o tym, że dla mnie przyjaźń, miłość, przyjacielskość i inne pozytywne emocje to jedno uczucie w różnym natężeniu. Oczywiście nie mówię tutaj o zauroczeniu, motylkach w brzuchu itd, ponieważ jest to najzwyczajniejsza w świecie reakcja organizmu. 
Dzisiaj rozszerzyłem tą teorię o nienawiść. Ta sama zasada co do pozytywnych uczuć tylko w drugą stronę. Zawiść, zazdrość, czy zwykła nieuprzejmość (Nie mówię tutaj o takim przyjacielskim chamstwie, które często używam - pokazuje swoje uczucia względem drugiej osoby, będąc złośliwym itd.) to nienawiść w różnym natężeniu. Nie będę się rozpisywał na ten temat to nie jest moim celem.
Teoria ta wyklucza stwierdzenie, że od miłości do nienawiści jeden krok. Jeżeli ktoś na prawdę w pełni kochał drugą osobę nie znienawidzi jej nawet jeśli ta zrobiłaby mu nawet najgorsze zło. I odwracając sytuację jeżeli ktoś na prawdę nienawidził kogoś całym sercem, nie pokocha jej w ciągu kilku dni.
Za tym stwierdzeniem nasunęła się myśl, dlaczego we mnie tyle nienawiści wobec innych ludzi. Może za sprawą tego, że ludzie kierowali w moją stronę tony negatywnej energii prawie mnie nie znając. Jedno jest pewne. Moim kolejnym celem w życiu jest miłość. Miłość do wszystkich, także do wrogów. Chcę wyrzec się nienawiści. Chcę znów uwierzyć w ludzi, unikając zła.

piątek, 10 października 2014

Wolność i szczęście.

Dzisiaj ponownie miałem mało lekcji. 4 lekcje, w tym jedno okienko i luźna lekcja wiedzy o kulturze. Rano kartkówka z geografii, która poszła mi w miarę dobrze, a pod koniec próbna matura ustna z polaka. Orałem się tydzień tym gównem z polaka... A ona zapytała tylko jedną osobę... Powinienem się cieszyć, ale wkurw mnie bierze, że tyle czasu na to poświęciłem. Czas jest zbyt cenny, żeby marnować go na jakieś gówna. Zwłaszcza, że jak słuchałem innych to serio powiedziałbym to lepiej od 3/4 klasy... Wczoraj na Facebooku wynikła dyskusja w związku z którą chcemy prosić dyrektora o zmianę nauczyciela od polaka. Dlaczego? Ponieważ  nasze lekcje wyglądają mniej więcej tak: "Dzisiejszy temat to blabla. Otwórzcie podręcznik, przeczytajcie wstęp do lektury, opiszcie genezę utworu i tytuł. Potem to sprawdzimy i zrobicie zadania z podręcznika, a ja posiedzę na fejsie." Nauczycielka wyznaje chyba zasadę miej wyjebane, a będzie Ci dane...

Przez cały dzień motywowała mnie myśl, że znowu będę mógł spędzić czas sam na sam z Kotori. Po szkole zaszedłem do jeszcze jednego nauczyciela i czym prędzej do "Mojej Kochanej Deski ♡". Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że wcześniej miejsce miała nieprzyjemna rozmowa pomiędzy jej klasą, a wychowawczynią. Wydarzenie to sprawiło, że znowu łzy stoczyły się po jej policzkach. Dopiero wtedy w pełni zrozumiałem jak bardzo kruchym stworzeniem jest ta mała istota i jak łatwo można ją zranić drobnostkami. Nienawidzę takich momentów. Głównie dlatego, że nie wiem jak mam się zachować. Stoję obok jak ten ciołek, kiedy jej chłopak ją pociesza. Nie mam pojęcia co mogę zrobić, oprócz podania głupich chusteczek. Kiedy przytulić, a kiedy słuchać. Zwłaszcza, że w tych momentach zawsze jest z nią chłopak, który wie jak się zachować. W ten sposób minęła godzina. Po tym porwałem ją chłopakowi i znów świetnie się bawiliśmy. Niesamowicie cieszę się z faktu, że wszelkie granice między nami zniknęły i tak dobrze się rozumiemy. Nie chcę w tym chwilach poruszać jakiś nieprzyjemnych tematów, ponieważ nie chcę psuć chwili, ale wiem, że mogę z nią porozmawiać o wszystkim. A raczej mógłbym, gdyby rozmawianie z ludźmi nie szłoby mi tak źle... Przed pojawieniem się Kotori w moim życiu, nawet nie śniłem o tym, że kiedykolwiek będę tak często się uśmiechał. Nawet przed komputerem, nawet do samego siebie przypominając sobie jakieś wydarzenie czy po prostu myśląc o kimś.
+Największy sukces dzisiejszego dnia. Wysadziłem zapalniczkę B) Już wiem czym wysadzać mosty w czasie wojny (y).

Mam wrażenie, że moja klasowa paczka się rozsypuje... może to i dobrze... Łączy nas coraz mniej, jednocześnie odrzucają mnie coraz bardziej od siebie, swoją osobowością.

Czuję się wolny... Od jakiegoś czasu towarzyszy mi uczucie wolności. Nie czuję się przymuszany do niczego. Nie czuję się jak w gimnazjalnym więzieniu. Nie słyszę co chwilę "musisz to, musisz tamto, tego nie możesz", ale "możesz, nie musisz, rób jak uważasz". To uczucie nie towarzyszy mi tylko w szkole, ale także poza nią. Rodzice mają na mnie jeszcze bardziej wyjebane.
Niestety, stety moja wolność od przyszłego tygodnia się ograniczy. Dzisiaj pojawił się na stronie szkoły nowy, już pewny i stabilny plan, dodatkowo zaczynam od przyszłego tygodnia dodatkowy angielski. Co za tym idzie 2 dni w tygodniu odpadają z mojego życia całkowicie. A dokładnie wtorki i czwartki. Jedno jest pewne. Zanim się obejrzałem minęła 1/3 października. Teraz, kiedy do tego dojdzie jeszcze angielski czas przyśpieszy jeszcze bardziej. 
Natłok zajęć uniemożliwi mi tak swobodne życie jak teraz. Wracam kiedy chcę i robię co chcę. Oprócz tego mocno ograniczy możliwości spotykania Kotori po szkole.

czwartek, 9 października 2014

Blabla i mały drech.

Dzisiejszy czwartek z nastawieniem bardzo dobrym, głównie ze względu na małą ilość lekcji. Zwolniłem się z wf, aby iść do chirurga. Niestety szwów mi nie ściągnął, dopiero za tydzień ze względów naturalnych. W przyszłym tygodniu ominie mnie kilka lekcji ze względu na wizyty u lekarzy. M.in. we wtorek mam kardiologa... Resztę dnia to nauka przez którą straciłem wenę na posta. Miałem taką ochotę jeszcze kilka godzin temu napisać coś ambitnego, ale mi przeszło...

Dzisiaj znowu nawiedził mnie sen. A nawet można powiedzieć, że dwa. Pierwszy sen był normalny. Śniło mi się całodniowe spotkanie z Kotori... Niestety skończyło się na tym, że usiadła za stery tramwaju i rozbiła się o inny... Następnie sen płynnie przeszedł w inną scenerie. Ten przypominał mój poprzedni sen, który był troszeczkę zboczony. Niestety trwał z kilka sekund, ponieważ zadzwonił budzik...
Nawet nie wiecie jak ekscytuje się tym, że moje sny powróciły. Może to znaczy, że zaginiona cząstka mnie wraca.

Już chciałem kończyć post, ale przypomniało mi się jeszcze jedno zdarzenie. Otóż ok 15 musiałem skoczyć jeszcze na chwilę do miasta. Na przystanku spotkałem kogoś, kogo nie chciałem spotykać... Koleś młodszy ode mnie rok, może dwa. Nie wiem nawet jak go poznałem. Wiem to, że wielokrotnie próbował mnie okraść i pobić... Taki mały szczyl... Ogolił łeb prawie na łyso. Wygląda jak typowy dresu. Tzn to nie tak, że próbował mnie pobić czy coś. Jechaliśmy razem tramwajem "gadając". Oprócz tego, że cały czas tak jakby markował ciosy w moją stronę chyba szukając zaczepki. +Jego już klasyczny tekst "O nowe słuchawki? Pokaż" albo "Pożyczysz dyche?". Wiadomo jakby się to skończyło. Zastanawiam się co mu chodzi po głowie. Już mógłby mnie na serio zaatakować, chociaż wiedziałbym jak reagować. Bo dałbym mu radę, chociażby ze względu na masę. Ale ja wiem co mu chodzi po głowie? Może po prostu chce sprowokować.
Teraz przyszła mi do głowy taka myśl, że to było dziwne. Kiedy ostatnio go spotkałem trochę się stresowałem i próbowałem uciec. A teraz? Nic. Rozmawiałem z nim spokojnie na jego pojebane tematy, chociażby klasyczne pytanie toruńskich dresów "Elana, czy Apator?". Nawet myśl, że zaraz mu zajebie (Miałem przez chwilę taką myśl.) jakoś mnie nie wciągnęła. Spłynęło to po mnie. Zero emocji...

środa, 8 października 2014

"Po co szukamy radości, kiedy mamy ją obok siebie? Po co szukamy szczęścia, kiedy mamy je obok siebie?

Czemu przelewamy tyle krwi, skoro mamy do wyboru wiele innych opcji,
pozytywnych emocji? Magia twą duszę wzmocni.
Przestań być królem własnego ja, zdejmij koronę,
nie pozwól by ta zła zastąpiła tą dobrą stronę.
Strażnicy Pana, strażnicy miłości,my po to padamy,
padamy na kolana, by od zła uchronić ludzi."

Taki tam wstęp z dzisiejszej blogowej piosenki.

W tym momencie powinienem przygotowywać maturę ustną z polaka, ale co tam wolę się opierdalać

Dzisiaj obudziłem się ze świetnym humorem. Głównie ze względu na to, że w mojej pamięci pojawił się sen. Do dzisiaj nie pamiętałem swoich snów. Może dlatego, że w moim umyśle w końcu się trochę przejaśniło. Dodatkowo do rozbudzenia się zmotywował mnie sms od Kotori. Taki mały gest, ale sprawił że uśmiechnąłem się. Minus taki, że gdyby nie to mógłbym pospać jeszcze dobre 50 minut. Jednak wolę się nie wyspać z dobrym humorem, niż wyspać ze złym. Następnie do szkoły. Jak pisałem powyżej słabo mi dzisiaj wszystko szło. Poszliśmy nawet do wychowawczyni z gimnazjum, ponieważ miała zorganizować jakieś ognisko, ale nas wygnała mówiąc, że nie ma dla nas czasu. Ehh trudne życie licealisty.
Stwierdziłem, że muszę bardziej otworzyć się na klasę. Wcześniej zamknąłem się w mojej paczce i nie miałem ochoty integrować się z resztą. Jednak nastąpiła rotacja i teraz nie mam ochoty przebywać z moją paczką, a pogadać trochę z resztą klasy. Może to głupio zabrzmi, ale moja klasa serio jest kochana. Np. jedna z dziewczyn stwierdziła, że przyniesie plaster i też sobie przyklei na brodę, żebym nie czuł się samotny. (Pozostałość po wtorkowym zabiegu. Jutro się tego pozbywam.) Z innymi ludźmi też można się świetnie dogadać.

Pora zmienić nastawienie! Otworzyć się na ludzi. Mimo, że ten świat jest szary, nudny i bez sensu to trzeba potrafić czerpać z małych chwil. Jeżeli potrafisz z nich czerpać szczęście to jesteś zwycięzcą!
To będzie mój cel. Na chwilę obecną mam dość Kościoła, może kiedyś do tego wrócę. Skupię się na osobie, rzeczach, czynnościach, na których zależy mi najbardziej i które dają mi szczęście, nie zapominając o innych ludziach. Chcę szerzyć "dobro". ~Tak bardzo wygórowane marzenia.

wtorek, 7 października 2014

Żyj dobrze i nie oglądaj się.

Nawet nie wiem, kiedy minął wczorajszy dzień. Nauki coraz więcej, coraz trudniej mi ogarniać to wszystko. Trudno działać bez motywacji, z uczuciem beznadziejności. Kiedyś motywował mnie stres i lęk... teraz już nawet się nie stresuje szkołą. Od kiedy chodzę do liceum czuje, że oceny i szkoła nie są tak ważne... A od kilku dni, że nic nie jest ważne. Zagubiłem się.
Ale to było wczoraj, dzisiaj mam już zupełnie inne przemyślenia.

Rano miałem zabieg wycięcia pewnego niewielkiego czegoś na brodzie. Niby nic takiego, ale kiedy zacznę golić się regularnie i na poważniej (niż dotychczas maszynką elektryczną) będzie to niesamowicie przeszkadzało. Fajne uczucie, kiedy kroją Ci coś na twarzy, a Ty nie czujesz prawie nic, oprócz nacisku. Najbardziej rozbawiło mnie uczucie zakładania szwów i to jak widziałem cienie ich siłowania się z tym. (Miałem na twarzy takie dziwne coś przez co widziałem tylko cienie.) Natomiast najbardziej nieprzyjemne było... świecenie po oczach lampy, kiedy leżałem na stole przed wycinaniem... Podsumowując świetna zabawa i zastanawiam czy jeszcze sobie czegoś nie wyciąć
W trakcie rozmowy poruszyliśmy temat sensu życia, który w ostatnich dniach utraciłem. Starając się ze wszystkich sił wskazać jej jakiś sens, sam zrozumiałem jak ważne jest łapanie chwil. Jak ważne jest, aby łapać te małe chwile, które dają choć odrobinę szczęścia. Takich chwil nie jest dużo w moim życiu, dlatego tak bardzo zależy mi na Kotori. Przestałem wierzyć w dobro lub zło. Przestałem wierzyć w to, że Bóg nagrodzi mnie lub ukarze. Musimy żyć tak, abyśmy my byli szczęśliwi, a droga do szczęścia (przynajmniej moja) prowadzi paradoksalnie przez dobro. Uszczęśliwi mnie szerzenie dobra i na tym się skupię w moim życiu. Ponieważ nie chodzi o to, aby być "tym dobrym", jak do niedawna myślałem, lecz o to, żeby żyć dobrze.

niedziela, 5 października 2014

Ucz się ucz, bo to do potęgi klucz.

Niedziela. Obudziłem się o 9. Przeleżałem w łóżku do południa. Zacząłem się uczyć. Nauka tak mnie wciągnęła, że o 19 zorientowałem się, że przez cały dzień nic nie jadłem. Poczułem przeszywający głód. Pognałem czym prędzej do kuchni odgrzać sobie obiad. Kiedy skończyłem jeść zadzwoniła do mnie mama i powiedziała, żebym nic nie jadł, bo pizze zamówili... Ostatecznie dopiero przed chwilą skończyłem naukę. A to i tak tylko połowa tego co powinienem dzisiaj zrobić. Chyba należałoby zacząć uczyć się regularnie... Moja głowa nie przyjmie już dzisiaj więcej. Jestem zmęczony psychicznie i fizycznie od ciągłego siedzenia w jednej pozycji. Humor od rana z godziny na godzinę coraz gorszy.

Na jutro uczyłem się historii, a dokładnie okresu pomiędzy I i II Wojną Światową. Dopiero teraz, po dokładnym zapoznaniu się z postaciami Stalina i Lenina uświadomiłem sobie do czego dąży... Korwin... Dopiero teraz łącząc wątki zrozumiałem co ma na myśli. Popierałem jego poglądy, lecz dopiero teraz zrozumiałem z czym one się wiążą. Uświadomiłem sobie jak okropną ideologię chce rozszerzyć. Coś na co patrzyłem z przymrużeniem oka, a dokładniej brak opieki socjalnej i zdrowotnej, stało się dla mnie czymś tak ważnym w tym wszystkim co próbuje wypromować Mikke, że stracił moje poparcie. Nadal zgadzam się z obaleniem systemu i wprowadzeniu całkiem innego stylu życia, ale to co on planuje zrobić nie może dojść do skutku.
Znowu wracam do punktu wyjścia, aby stwierdzić, że w Polsce nie ma partii, która byłaby zgodna z moimi poglądami.

sobota, 4 października 2014

Na poszukiwaniu sensu.

Dzisiejszy dzień był jednym z najpozytywniejszych w ostatnim czasie. Od rana leciałem na miasto, aby spotkać się z Kotori. Łaziliśmy przez 5 godzin po połowie Torunia i jak niegdyś jeden przekrzykiwał drugiego. Zero jakichkolwiek blokad emocjonalnych. Dzień przebiegł tak jak te pierwsze spotkania na początku naszej znajomości. Chciałbym, aby to małe stworzenie miało taki humor już zawsze. Mógłbym żyć tylko na spotkaniach z nią i PGO. Nic więcej do życia nie jest mi potrzebne.
Po rozstaniu biegiem się przebrać i do ciocio-babci na jej imieniny (świętowane jak urodziny). Nażarłem się za tydzień, zarobiłem parę groszy i pobawiłem się z już nie tak małym kuzynem. Dzień mega pozytywny i dobry humor nie odstępował mnie, ani na chwilę.

Wczoraj pod prysznicem przeszła mi przez głowę myśl, jakie nasze życie jest śmieszne... Nie potrafię teraz opisać dlaczego. Po prostu mnie to rozśmieszyło.
Żyjemy sobie. Sami wśród tłumów. Każdy człowiek w głębi myśli, że jest najważniejszy, że to wszystko jest dla niego. Każdy człowiek w coś wierzy. Czy to religia, czy przekonania, czy jakaś głupota. Każdy człowiek mimo wszystko jest egoistą, myśli jak się ustawić, żeby było mu lepiej. Jeżeli robi coś dla kogoś to po to, aby później to wykorzystać, żeby mieć dobrą opinię u innych itd. Nawet przyjaźń jest egoistyczna. Po co nam przyjaciele? Po to, aby nie być samotnym, żeby mieć z kimś pogadać o swoich problemach. Mówię, że chcę, aby Kotori była szczęśliwa. Dlaczego? Ponieważ kiedy ona jest szczęśliwa, ja także. Jestem egoistą. Każdy człowiek z tych 7 miliardów żyjących na Ziemi ma swoje cele, dąży do czegoś. Nikogo nie obchodzi te pozostałe 7 miliardów. Każdy widzi tylko siebie, swoje potrzeby (W tym potrzeby stadne.), ideologie. Co to znaczy na większą skale? Tyle co ziarnko piasku na pustyni. 
Wspominamy, możemy tylko w ten sposób ingerować w przeszłość. Planujemy, starając się wpłynąć na przyszłość. I tak nic z tego nie wyjdzie. Wystarczy jeden fałszywy ruch i znikamy z kart historii. Żyjemy teraźniejszością. Kontrolujemy tylko tyci punkt na linii czasu i to tylko przez tę chwilę. Życie dosłownie ucieka nam przez palce i to w tak szybkim tempie, że to przerażające. To właśnie jest zabawne. Tak zabawne, że aż przerażające. 
Gdzie tu sens? Po co żyjemy? Jak to powiedział kiedyś pewien bardzo mądry rówieśnik z PGO "Phi! Cel życia? Celem naszego życia jest wytwarzanie endorfin. Wytwarzanie endorfin oraz ruchanie. Dużo ruchania. Takich stworzyła nas natura." Dużo w tym prawdy. Ale nawet wytwarzanie tych hormonów jest bez sensu. Po co produkować nic nieznaczący związek chemiczny, samemu będąc ogromnym zbiorem najróżniejszych nic nieznaczących związków chemicznych, z nic nie znaczących substancji skoro żyjemy w czymś tak ogromnym i tak dużo znaczącym jak wszechświat. Po co to wszystko? Po co tyle bólu i cierpienia, po co tyle zachodu z tym wszystkim? 

piątek, 3 października 2014

Ból brzucha, lekarka i stare tematy.

Wczorajszy dzień minął jako tako pusto. Nic specjalnego się nie działo oprócz tego, że staram się nawiedzać Kotori jeszcze częściej. Wczoraj powrócił do mnie ból brzucha na wysokości pęcherza. Niemal zwijałem się z bólu... Powrócił, ponieważ kilka tygodni temu miałem taki sam ból. Wtedy przeleżałem weekend w łóżku i mi przeszło. Teraz nie miałem takiej możliwości. Dzisiaj nie poszedłem do szkoły, zamiast tego do lekarza. Dopiero o 14 byłem wolny. Nie dowiedziałem się nic. Tylko nadszarpnąłem nerwy... Powiedziała mi, że mam łyknąć ibuprofen jeśli mnie coś boli... Przynajmniej raczej nie mam problemu z wyrostkiem, bo na to chyba zwróciłaby uwagę...
Po powrocie do domu niemal od razu leciałem na spotkanie z połową PGO. Znowu wspomnienia i znowu plany na przyszłość. Na prawdę mocno doceniam te nasze pogadanki. Taka wysepka spokoju w tym codziennym biegu. Wieczorem chwyciła mnie jeszcze rozkmina jak wyglądałoby życie Kotori, gdyby mnie nie spotkała... Czy ominęłyby ją powody do łez, czy jej główka byłaby choć trochę spokojniejsza, czy może cięłaby się na potęgę i znowu przyjaźniła z takim jednym ćpunem... Oczywiście bardziej przychylam się do pierwszej wersji... Pesymista tak bardzo. Znowu zacząłem się zastanawiać nad przypadkiem, który kieruje naszym światem. Przecież tak mało brakowało, a nigdy nie napisałbym do niej...

I i i i chyba tyle na dzisiaj. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jutro spotykam się z Kotori. Mam ogromną nadzieję i wierzę w to, że nasze spotkanie będzie przebiegało jak wtedy, gdy dopiero się poznawaliśmy.

środa, 1 października 2014

Obawy, zaniki pamięci i złożoność ludzkiego ciała.

Coraz bardziej zaczyna mnie niepokoić kilka faktów. Np swego rodzaju zaniki pamięci... Prawie zupełnie nie pamiętam wczorajszego dnia... Z dzisiej całkowicie nie pamiętam jednego wydarzenia z przerwy, kiedy to inni opisują je bardzo dokładnie. Coraz częściej zdarza mi się popełniać błędy ortograficzne... tzn długo zastanawiać się nad pisownią naprawdę łatwych polskich słów... Jest to co najmniej niepokojące. A może po prostu czytam za mało książek... Oprócz tego zauważam u siebie problemy z koncentracją... Nawet pisząc posta muszę długo zastanawiać się o tym co chcę napisać i czy to ma sens... Momentami nawet muzyka mi przeszkadza. A może to jednak przez zmęczenie...

Jedyne co wyraźniej pamiętam z dnia wczorajszego to pewna nieprzyjemna sytuacja z Kotori, ale wszystko się wyprostowało i jest good. Muszę nawet powiedzieć, że dogaduję się coraz lepiej z jej chłopakiem.
Dzisiejszy dzień dał mi trochę do myślenia. Kończyłem lekcje szybciej, więc zgodnie z tradycją poszedłem na miasto z moją klasową paczką. Wszystko ładnie pięknie, aż do czasu, gdy znowu zaczęły się fochy i jakieś głupie podchody... Nie wytrzymałem i powiedziałem, że idę na tramwaj, bo coś tam. Prosili, żebym został, ale w jakim tym cel skoro tylko psują mi humor. I nawet dobrze wyszło. Mogłem spokojnie podejść na dworzec pks i pożegnać się z Kotori. To już taka trochę tradycja, że odprowadzamy ją wraz z jej chłopakiem. Tzn ja dołączyłem do tej tradycji, która na pewno istniała wcześniej...
Dzisiaj na biologi była lekcja na temat rozszyfrowywania DNA, tworzeniu aminokwasów i ostatecznie białek. Jak to jest możliwe, że tak skomplikowany proces, który przecież zachodzi w naszym ciele jednocześnie w milionach komórek zaistniał sam? Nie mieści mi się to w głowie, ale może jestem za głupi... Zrozumiałem także jak ważne jest zdrowe odżywianie... Ile składników potrzebnych jest to wyprodukowania odrobiny białka wielkości jednej komórki... Niesamowite.

Jutro będzie "ciekawy" dzień. Od 8.55 religia, potem 2 polskie i wf... znowu z klasą Kotori... Bardzo boję się, że zaistnieje sytuacja jak sprzed 2 tygodni. Potem dyskoteka klas pierwszych, na którą nie wiem czy się wybiorę... Zależnie od nastroju.