Moje trzecie podejście do tego posta. Niesamowicie trudno pozbierać myśli z tak długiego okresu czasu. Niestety mam coraz więcej na głowie jak to na rok szkolny przystało. Post w całości poświęcony Kotori. Gdyż to jest główna oś wokół, której kręci się moje życie. W następnym poście postaram się zawrzeć inne wydarzenia z tych 2 tygodni.
Ponad 2 tygodnie temu w mojej główce pojawiła się myśl, która często narastała coraz bardziej. Jakieś wątpliwości, jakieś doszukiwanie się względem Kotori. W niedziele tydzień temu pisałem z Kotori do późna, bardzo późna. Już nawet nie pamiętam jak to się zaczęło. Jednak napisała ona do Ćpuna. Słuchałem o czym piszą, sam mając jakieś załamanie, patrzyłem na to wszystko, z beznadziejnego humoru Kotori nagle wyglądała na całkiem szczęśliwą, wesołą... w tamtym momencie przed moim oczami przeleciały mi chyba wszystkie wspólne chwile, zobaczyłem jak ona zatraca się w jego świecie, jak ją tracę... Znowu miałem atak, zwymiotowałem. Jednak nie zakończył się jak zwykle. Nie upadłem na podłogę, nie spędziłem tam kilku minut. Podniosłem się z zaciśniętymi pięściami, trzęsąc się spojrzałem w lustro. Scena jak z filmu. To wszystko przelało się w złość, w niesamowitą złość. Wróciłem do łóżka, starałem się nie ujawnić przed Kotori tego wszystkiego. Uderzałem pięścią w łóżko, podrapałem sobie całe ręce, próbowałem ślepo wyładować złość. Kiedy Kotori poszła nie mogłem spać, długo nie mogłem zasnąć. Cały czas z wbitymi paznokciami planowałem morderstwo. Pierwszy raz poczułem takie coś. Gdyby w tamtym momencie ktoś postawił go przede mną... nawet nie zawahałbym się... To straszne. I dlaczego? Ponieważ boję się, że jestem za słaby, żeby utrzymać ją z dala od niego, jak najbliżej siebie? To tylko pokazało jak słaby jestem. Jak głupim człowiekiem jestem nadal. Jestem tym samym człowiekiem, którym byłem w gimnazjum. W końcu udało mi się zasnąć. Rano obudziłem się z całkowicie innym nastawieniem, nie wiedziałem gdzie skierować swoje emocje.
Po powrocie ze szkoły jakoś coś we mnie pękło. Jednak cieszę się, że to nastąpiło. Powiedziałem Kotori wszystko co siedzi mi na sercu. Teraz jestem pewny mojego miejsca w jej sercu, wiem że moje wszelkie obawy były błędne. Zrozumiałem jak ważny dla niej jestem.
We wtorek zaczynałem GDDW. Ponieważ wychowawca ma na nas wyjebane, nie robiliśmy nic. Ledwo mogłem usiedzieć w miejscu. Chciałem uciec. Bałem się tego dnia, nie wiem czemu. Już miałem iść do pielęgniarki, jednak wychowawca nawet mnie nie słuchał, więc sobie odpuściłem. Moja klasa zauważyła, że coś jest nie tak. Zagadywali mnie i próbowali rozweselić. Na tej lekcji dowiedziałem się także o TOP 10 dziewczyn z klasy, które prowadzi prawie każdy chłopak. Następne lekcje mijały coraz lepiej. Klasa i Kotori doskonale poprawiali mi humor. Wróciłem do domu uśmiechnięty. Środa podobnie minęła spokojnie.
Następny dzień minął szybko i nim się obejrzałem był już wieczór. Kolejna nieprzespana noc. Mój brak zdolności formułowania myśli doprowadził do tego, że Kotori stwierdziła, że wypadnie z mojego życia. Jak każdy. Stwierdziła, że tyle osób wypadło, więc teraz jej kolej, a na jej miejscu pojawi się ktoś nowy jak to miało miejsce wcześniej. Podczas tej rozmowy wydarzyło się wiele. Kotori doszła do wniosku w dużym stopniu przez pewną myśl, którą sam jej podsunąłem, że musi mnie uszczęśliwić na siłę, ponieważ ona ma chłopaka i wcześniej czy później zniknę z jej życia. Jeżeli teraz będę wspierał ją i stanowił podporę, którą powinien być jej chłopak to kiedy zniknę będzie jeszcze gorzej. Dlatego ja muszę być szczęśliwy, a ona musi sobie radzić. Rozumiem o co jej chodzi. Trochę w tym prawdy jest, ponieważ nieważne jak bym tego chciał nie będę mógł być przy niej zawsze... od tego jest on. To jest główny temat, który teraz siedzi w mojej głowie. Jak pogodzić to wszystko. Jak pogodzić życie w takim trójkącie... Jednego jestem pewny. Pora na czyny. Już wystarczająco się naobiecywałem, już za dużo razy mówiłem. Muszę przelać to w czyny. Wiem w jakim stanie jest Kotori, wiem że zawodzę, mimo że ona zarzeka się, że nie. Zawodzę, ponieważ nie realizuję swoich obietnic. Nie mogę być podporą, to może pora pozbyć się problemów. Z defensywy, pora przejść na ofensywę? Wiem, że to głupie. Nie chcę się wycofywać, chcę być bliżej i bliżej, ale chyba osiągnąłem już maksimum możliwości. Znowu brzmię jakbym zauroczył się i chciał na siłę być z nią, jakbym chciałbym zastąpić jej chłopaka. W trakcie tamtej rozmowy też tak brzmiałem, jeszcze wyraźniej. Zabrzmiałem jakbym był zabujany po uszy. Ale to nie jest to... Po prostu chcę być przy niej, jak najbliżej, ponieważ ją kocham, ale nie w sposób w jaki chłopak kocha swoją dziewczynę. To coś innego... coś głębszego. Tak jakby nie brały w tym udziału hormony, nie wiem jak to określić. Nie znaczy to też, że nie postrzegam jej jak kobietę, bo postrzegam, ale to także jest coś innego... Nie mam pojęcia co mam na myśli...
Pierwszy raz od czasów dzieciństwa tak mocno ryczałem. Nawet nie wiem do końca dlaczego. Wypłakałem się za wszystkie lata. To wszystko we mnie uderzyło. To wszystko czego staram się nie zauważać w codziennym życiu. Staram się nie myśleć o tym, że ten sen kiedyś pryśnie, że Kotori chce mieć mnie na wyłączność, kiedy ja jej nie mam. Mimo, że nadal nie wiem do końca czego chcę, coś postanowiłem.
Postanowiłem, że będę żył dla niej. Ona mnie potrzebuje. Tak długo jak ona będzie mnie potrzebowała, tak długo będę. Kiedy tylko powie "Chcę, żebyś tu był." ja tam będę. Będę przekładał swoje dobro nad jej, mimo że ona tego tak bardzo nie chce. Będę to robił, ponieważ nie potrafię żyć normalnie. Dla siebie, ponieważ chcę mieć dowód, że żyję, że istnieje. Nie mam żadnego osobistego dowodu, ale odkąd chodzę z nią do szkoły, nie miałem problemu z derealizacją. Funkcjonuje normalnie tylko, dlatego że ona istnieje.
Mimo, że brzmi to jak kiepski melodramat tak postrzegam to ja. Nadal nie wiem jak rozwiązywać sytuacje, w których Kotori wyraźnie, skrajnie nie ma humoru i wiem, że może to przerodzić się w coś gorszego. Dotąd w takich sytuacjach drążyłem temat jednak niosło to za sobą wiele negatywnych skutków. W takich momentach często korzystałem, dowartościowywałem się, aby mieć pewność, że jestem jej potrzebny. Teraz wiem to na pewno, więc nie potrzebuję tego. Nadal nie wiem co dla niej jest lepsze. Boję się, że pomyśli, że jestem obojętny na jej problemy, kiedy na siłę będę próbował odwieść ją od tego tematu i od problemów. Jestem świadomy wielu rzeczy, których staram się nie ujawniać i udaję że tego nie widzę. Jestem osobą pesymistyczną, która często zaraża pesymizmem innych, osobą która przez zły dobór słów rani i wywołuje płacz u najbliższej sobie osobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz