POST SCRIPTUM NA POCZĄTKU, BO MOGĘ...
Kolejny przydługi post... Krótszych nie spodziewajcie się w przyszłości...
Co do muzyki. Praktycznie cały tydzień minął pod piosenkami Grubsona, ale nie mam siły dzisiaj wybierać utworów, dlatego wrzucę je później. Włączcie sobie w tło jakąś spokojną muzyczkę i jedziem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze miesiąc i 10 dni do Świąt... niesamowite jak ten czas szybko minął. Pamiętam jakby to było wczoraj, nasze pierwsze spotkanie z Kotori. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi jak blisko z nią będę nie uwierzyłbym. Nie uwierzyłbym, że komukolwiek zaufam w 100% a tak się stało i to w niespełna 5 miesięcy od pierwszej internetowej wiadomości...
W tym tygodniu wydarzyło się wiele, naprawdę wiele. Niektóre fakty pominę, ponieważ jest już późna godzina, a nie jest to na tyle istotne, aby o tym mówić.
Tydzień szkolny zaczął się w środę, wtedy także odbyła się akademia z okazji Święta Niepodległości. Przemilczę samo Święto. Nie mam ochoty pisać o tym jak bardzo Polacy są żałośni i jak bardzo nie potrafią korzystać z wolności... Dlaczego w ogóle mówię o tej akademii? Otóż było tam całe liceum. Także koleżanki i koledzy z dawnej klasy. Jak wiadomo na takich akademiach zawsze mówią to samo i nikt nie słucha. Tak było i tym razem. Zamiast tego dosiadłem się właśnie do starych znajomych. W tamtym momencie wydarzyło się coś dziwnego. Wszyscy jak jeden mąż zaczęli mówić jak to ja się zmieniłem, jak to ja schudłem, jak to ja wyprzystojniałem, jak to mi pasuje nowy styl "pedalskiego metala". Poczucie własnej wartości +milion. Zwłaszcza, że były tam osoby, które za mną nigdy nie przepadały i raczej hejtowały, gdy tylko mogły. Ktoś mógłbym powiedzieć, że mówiły to ironicznie, ale ja wyczuwam takie rzeczy... wiedziałbym. To wydarzenie zapoczątkowało fale pozytywnej energii w moją stronę. Nagle koleżaneczki z byłej klasy zaczęły się ze mną przytulać na przywitanie i pożegnanie co jest zabawne, gdyż w gimnazjum zawsze byłem lekceważony... A mówią, że wygląd nie jest ważny w życiu. Także Kotori pomogła mi w dużym stopniu zwiększyć poczucie własnej wartości wskazując mi cechy mojego ciała, których nie dostrzegałem wcześniej... Wczoraj spoglądając w lustro zobaczyłem ciało całkowicie innego człowieka. Brzmi to dziwnie, wiem. Nie wiem czy schudłem, aż tak w ciągu tych 2 tygodni, kiedy to ostatnio przyglądałem się sobie, czy to subiektywna ocena, ale to jest dziwne. Dzisiaj mając ściągnąć koszulkę na plaży będąc z klasą zrobiłbym to bez żadnych przeszkód, kiedy to pół roku temu na wycieczce klasowej mimo ogromnej gorączki nie zrobiłem tego. Wstydziłem się. Moje podejście do ćwiczeń także się zmieniło. Teraz rzeczywiście dostrzegam postęp i mam motywacje. Do tego stopnia, że gdy tylko zaczynam się nudzić odchodzę od komputera i robię pompeczki, albo brzuszki... To jest dziwne, ponieważ wcześniej zmusić się do ćwiczeń było mi strasznie trudno. Moja kondycja się poprawia, siła także. Ta przysłowiowa i dosłowna. Przynajmniej fizycznie... psychicznie się okaże. Nadal mam problem ze stresem, ale coraz rzadziej mam skoki nastroju. Przestaję brać do siebie pewne rzeczy... Ale do tego dojdę.
Oceny jako takie. Największy szok to 5 wg. 4 z polskiego za rozprawkę. W sumie to wkurzyłbym się, gdybym jej nie dostał. Pracowałem praktycznie 2 dni po nocach żeby to napisać. Jakoś nie mogłem inaczej rozgryźć tematu. Nie potrafiłem napisać tego w inny, prostszy sposób. Jakoś tak wyszło. Mam ochotę iść do mojej starej polonistki i rzucić jej to w twarz. Przez całe 3 lata nie doceniała mnie i zniechęcała do tego przedmiotu i to bardzo skutecznie. Nadal siedząc na lekcji nie odzywam się, ani słowem, ponieważ tak nauczono mnie krytykując... Zabawne.
Znowu uaktywnił się u mnie tryb mangozjeba. Oglądam 4 serie jednocześnie i mam ochotę kupić kilka mang. Niestety funduszy brak, a zbliżają się święta i potrzebuje na prezenty. Mój apetyt na mangę zwiększa fakt, że zamierzam się odciąć trochę od klasy i obrać strategię jak pod koniec 3 klasy. Czytaj - muzyka i manga zawsze pod ręką na wypadek braku dobrowolnego towarzystwa; nie zamierzam się dosiadać do nikogo. Do tego też jeszcze wrócę. W tym szale wielu serii odnalazłem kolejne anime, które mogę zapisać na listę ulubionych. Jest nim Tokyo Ghoul. Tym razem nie będę opisywał moich odczuć, bo ten post jest już za długi. Ale oglądając pierwszy odcinek nawet nie zorientowałem się, kiedy zapadła noc, a ja wylądowałem na 10 odcinku... w jeden dzień. Łącznie 5 godzin bez przerwy. W podobnym stanie byłem tylko przy kilku seriach i to one stanowią listę ulubieńców w kolejności datowej:
- Zero no Tsukaima
- Shingeki no Kyojin
- No game, No life
- Sword Art Oline
i teraz Tokyo Ghoul.
W ten sposób dotarliśmy do piąteczku, piątunia. Dzień zajebisty, super humor. Koniec lekcji. Jako iż miałem dużo czasu ponownie poszedłem z moją hehe klasową paczką przez miasto i ponownie pożałowałem. Spotkaliśmy ich znajomego (Dowiedziałem się przy okazji, że mają już wspólnych znajomych i klub, który odwiedzają regularnie, ale to nieważne, ponieważ i tak zapewne nie chodziłbym z nimi.). Przedstawili mnie kulturalnie... w sposób który zaowocował tym, że przypomniało mi się całe gimnazjum pod negatywnym względem. Przez całe te pół godziny razem odezwałem się może z 2 razy, kiedy oni debatowali o wszystkim. W tym o Chomiczku... Po tym wydarzeniu postanowiłem, że kończę z nimi. Nie chcę znowu przerabiać takich samych tekstów jakimi darzyli mnie koledzy z poprzedniej klasy. Pewnie nadal będę z nimi rozmawiał, ze względu, że będą zagadywali itd. Jednak moje podejście będzie już całkowicie inne. Popełniłem błąd tak bardzo zamykając się w tej grupce. Skutkiem tego będzie fakt, że nie będę miał się do kogo odezwać na przerwie. No ale trudno. Od poniedziałku zawsze przy sobie będę miał mangę i słuchawki. Jak coś zawsze mogę się zamknąć w sobie i moim świecie.
I już ostatni temat na dzisiaj i chyba najważniejszy. Kotori. Mam wrażenie, że w tym tygodniu wkroczyliśmy na kolejny poziom przyjaźni. Jeszcze bardziej się otworzyliśmy. Dowiedziałem się bardzo dużo. Nawet rzeczy, które teoretycznie nie powinny mnie obchodzić jako przyjaciela. Ale chciałem to wiedzieć z ciekawości, a poza tym to zbliży nas jeszcze bardziej. Tak mi się wydaje. Czyli między nami jak najbardziej +++. Ale martwię się o nią. Ta mała i krucha istotka chce wziąć cały ciężar związku na siebie. Znowu. Jej chłopak jest specyficzną osobą. Potrzebuje, albo chce żeby się nim opiekowano. W sumie od początku była taka kolejność w ich związku. Doprowadziło to do tego, że Kotori szukała wsparcia u ćpuna, który robił jej pranie mózgu. Omotał ją, rozkochał, prawie zerwała z chłopakiem, prawie zdradziła... Najgorsze jest to, że to nadal się to ciągnie za nią... Wiem, że Kotori jest tak naprawdę silną osobą, za którą się nie uważa. Dostrzega same minusy swoich decyzji, nie patrzy obiektywnie. Nie jedna osoba nie dałaby rady... Dźwignęła to sama, potem upadła, ale znowu podniosła i tak kilkakrotnie. Za bardzo odbiłem w bok tematu... Wracając. Boję się, że historia może się powtórzyć. Dziewczyna nie może dźwigać swojego chłopaka, który nic nie rozumie. Lubię go, jest ciekawym człowiekiem, ale momentami nienawidzę za to, że jest taki bezradny. Zawsze bałem się związku, ponieważ jestem świadomy swoich słabości. Bałem się, że dojdzie do sytuacji w jakiej jest ten chłopak. Właśnie za to go nienawidzę, że mu odpowiada coś, przed czym ja chciałem uciec. Doszło do tego, że po 2 latach związku nie zna swojej dziewczyny pod pewnymi aspektami, a ja - internetowy przybłęda po kilku miesiącach znajomości, owszem. Z jednej strony cieszę się, przecież chcę wiedzieć o niej jak najwięcej z drugiej zaś strony czuję się dziwnie w takiej roli.
Dzięki temu wszystkiemu wiem gdzie moje miejsce w tym trójkącie. Chcę wspierać Kotori jak tylko mogę, być silnym i stałym jak mur, nie chcę dopuścić, żeby błędy przeszłości wróciły w nowym wydaniu.
Moje obawy są wzmacniane przez fakt, że Kotori ma problemy zdrowotne. Dodatkowo stres, walka z samą sobą i jeszcze chcę dźwignąć swoją miłość, która powinna dawać jej siłę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz