I kolejny tydzień za nami. Kolejny przydługi i zajebiście męczący tydzień. Tydzień wypełniony najróżniejszymi emocjami. Od tych najbardziej pożądanych, po te bolesne.
Co do dzisiejszej muzyki. Grubson, oraz jeden utwór innego - japońskiego wykonawcy. Dlaczego znowu Grubson? Ostatnio znowu to on dodaje mi siłę, znowu jego kawałki trafiają w moje powiedzmy muzyczne potrzeby. Zwłaszcza, że to właśnie te utwory towarzyszyły mi podczas odsuwania się od klasy i to właśnie te słowa kojarzą mi się z pewnym hmm zjawiskiem, które dostrzegam u siebie. O tym niżej.
Pierwszy kawałek ~"Właściwy kurs" można odnieść idealnie do PGO, a momentami do Trójkąta.
Druga piosenka ~Haruka Tomatsu - "Courage" stanowiąca drugi opening do SAO 2 nie trafia, aż tak w moje życie, jedynie ociera się o nie zwłaszcza na początku. Natomiast nadrabia melodią.
Tyle wstępu.
Może dzisiaj polecę w sposób bardziej ogarnięty. Od poniedziałku.
Jak pisałem w poprzednim poście postanowiłem odciąć się od mojej paczki całkowicie i odsunąć od klasy. Na rozpad paczki wpłynęły wcześniejsze wydarzenia, a jeżeli chodzi o całokształt klasy to stwierdziłem, że tak będzie lepiej. Już nie potrafię funkcjonować jak na początku gimnazjum. Dobrze mi z tym, że mogę posiedzieć spokojnie z boku, pomyśleć. Cenię spokój. Odezwać się mam do kogo. Moja klasa jest na tyle kochana, że kiedy tylko zobaczyła, że się dystansuje od razu zainteresowała się, ale nie w sposób nachalny. Co za tym idzie nie jestem samotny w klasie. Mam tyle towarzystwa ile potrzebuję. Właśnie w poniedziałek przyniosłem mangę do szkoły, którą czytałem sobie w wolnym czasie. Część klasy rzuciła się na mnie i nie dała mi jej przeczytać cały czas dopytując o co chodzi z tymi wielkimi oczami i czemu czyta się od prawej do lewej. Do paczki prawie się nie odezwałem. Dopiero wieczorem postanowiłem napisać do nich i powiedzieć jak ja to wszystko postrzegam i że koniec z tym wszystkim. Byli obojętni, całkowicie. Zabawne... A jeszcze tak nie dawno byli tacy chętni do nazywania się moimi przyjaciółmi do mówienia o miłości, a nawet stawiania mi ultimatum, albo oni albo Kotori... Nie przejąłem się tym jakoś bardzo, ponieważ od dawna to przewidywałem.
Next, wtorek. Masakryczny dzień. W ogóle cały ten tydzień ledwo przeżyłem. Codziennie po 3 sprawdziany, zmęczenie fizyczne i psychiczne dawało się we znaki. Nawet zrobienie kilku głupich ćwiczeń pod koniec dnia było dla mnie problemem. Nawet nie wiem, kiedy minął ten dzień.
Czwartek natomiast to przepełnienie skrajnościami. Przez większość dnia humor pozytywny. Długa przerwa tego dnia, należała do najlepszych 20 minut ostatnich dni. Spędzając najpierw z Trójkątem, potem z samą Kotori świetnie się bawiłem. Aż do ostatnich sekund przerwy byłem z Kotori, odprowadziła mnie pod samą salę, ponieważ nie miała lekcji. Cała lekcja minęła z uśmiechem na twarzy nawet mimo faktu, że średnio miałem gdzie usiąść ze względu na to, że wszedłem ostatni. (Uroki 36 osobowej klasy.) A była to lekcja religii... Lekcja ta nie była stracona... Ale o tym za chwilę. Tak minął cały dzień, aż do wieczora. Byłem zmęczony fizycznie po wfie i zaorany psychicznie po całym tygodniu. Zamiast pójść na dodatkowy angielski, poszedłem spać. Obudziłem się ledwo ogarniając pisałem z Kotori. Los chciał, że coraz bardziej przestawałem ogarniać, a Kotori miała coraz gorszy humor. Można powiedzieć, że nastał ten gorszy moment, które zdarzają się kilka razy w tygodniu. Odpływałem coraz bardziej i nie rozumiałem co pisze do mnie Kotori. Postanowiłem iść spać, niestety Kotori źle to odebrała. Kiedy pisała do mnie, przepraszała, brała wszystko na siebie, ja nawet nie patrzyłem w telefon. Chwilę poleżałem, w między czasie z pracy przyszła moja matka. Kiedy udałem się do kuchni zażyć leki wspierające moje serducho matka naskoczyła na mnie, że ciągle się opierdalam, że na angielski coraz częściej nie chodzę, że ona w moim wieku to... Nienawidzę się kłócić, odpowiedziałem tylko, że skąd ona może wiedzieć ile ja haruje skoro jej nigdy w domu nie ma i wyszedłem. Skierowałem się do łazienki, pod prysznic. Kąpiąc się myślałem o tym wszystkim, w moim żołądku znowu się kotłowało. Już wychodziłem z łazienki, kiedy sięgnąłem po telefon w momencie, w którym wyświetlił się podgląd fragmentu wiadomości Kotori. Chyba najgorszy z możliwych, w którym obwiniała się za rozpad mojej paczki i utratę "przyjaciół". Mój organizm zareagował wyładowując wszystko w jednym momencie. Chwile potem znowu siedziałem na podłodze w łazience. Kiedy tylko trochę ogarnąłem Kotori już nie było. Zaspamowałem jej facebook'a i telefon. Jednak albo już spała, albo nie miała już siły...
W piątek nie przyszła do szkoły nie miała siły na to wszystko, a mój dzień minął w miarę normalnie.
Nawet dzisiaj w ciągu kilku godzin pisania z Kotori płakaliśmy ze śmiechu, potem wręcz odwrotnie, aby znowu rozpocząć bekową rozmowę i zakończyć w dziwny sposób... To się dopiero nazywa "razem na dobre i na złe".
Kotori ma dużo własnych problemów nie chcę być dla niej dodatkowym ciężarem, a wręcz przeciwnie chciałbym ją podnieść. Jak na razie z lichym skutkiem. Tak bardzo ją kocham, a ona chcę się odsunąć, abym nie tracił jeszcze więcej na tej przyjaźni... Mam nadzieję, że zrozumiała, że to ona jest najważniejsza, że to dla niej mogę poświecić całe moje życie. Przez notoryczne zmęczenie przestaje ogarniać, znowu zdarzają mi się głupie odpowiedzi i niezrozumiały dla innych (pisany) bełkot. Czuję się idiotą momentami. Mam w swoim życiu wzloty i upadki inteligencji można powiedzieć... Poznałem Kotori w okresie, kiedy potrafiłem wykorzystać swoją wiedzę, a teraz... jestem wrakiem. Jednak stanę się silniejszy!
Szukałem dzisiaj czegoś w archiwum gg. Przeczytałem mimowolnie urywki ze starych rozmów z Niką... Urywki te zaowocowały wczytaniem się głębiej i nostalgią... Całkowicie inaczej to wszystko zapamiętałem... Mam zamiar w najbliższym czasie napisać do niej. Jakoś wcześniej nie było okazji, żeby jej podziękować i przeprosić za to co odwalałem pod koniec znajomości... Chciałbym to trochę naprawić, poprawić swój wizerunek... Zastanawiam się nawet czy nie spotkać się z nią, któregoś dnia i powspominać...
Wspomniałem wyżej o lekcji religii... Czyżby moja wiara wróciła? Nie potrafię na to odpowiedzieć. Ze względu na pewną okoliczność nasz katecheta, a dokładniej ksiądz mówił o przebaczaniu, o nastawianiu drugiego policzka... Dzięki temu zrozumiałem, że rolą katolika nie jest ciągłe bycie ofiarą, czarną owcą, która zawsze nadstawi karku. Nie o to chodzi w tym wszystkim... Owszem, powinniśmy (stfu! katolik powinien - nie zasługuję na takie miano) wybaczać, nie życzyć źle, nastawiać drugi policzek... Jednak robić to z rozumem. Jeżeli ktoś wbił nam nóż w plecy musimy wybaczyć mu, zrozumieć jego sytuację, nie żywić do niego urazy, nie życzyć mu źle, ale nie zapominać... Pamiętać co nam zrobił i mimo zawiści nie zaufać mu drugi raz w tak samo dużym stopniu. Pamiętać, ale nie nienawidzić, kochać, ale pamiętać zło. Oprócz tego oglądaliśmy film. "Bóg umarł". Serdecznie polecam. Pokazuje wiele, jeżeli ktoś potrafi czerpać z filmów to ten film jest skarbnicą. A przede wszystkim wygraną na argumenty katolika - 1 rocznikowego studenta z doktorem filozofii - zawziętym ateistą. Oprócz tego przewija się ok 3 wątkow pobocznych, które mają wpływ na finał filmu. Te 3 wątki to 3 osobne historie całkowicie różnych ludzi.
Jestem osobą, która zawsze wybaczy i wysłucha. Wiem jak dużo ryzykuję taką postawą, ale tak zostałem wychowany i nie potrafię żyć inaczej.
Jutro mój dziadek ma wyprawiane urodziny. Boję się trochę tego spotkania... Dlaczego? Moja rodzina się sypie. Lata odcisnęły swoje piętno. Moja ciociobabcia, z którą jestem tak bardzo zżyty ma już problem, żeby dojść do kościoła kilka ulic dalej, moja babcia walczy z białaczką 10 lat, ma wiele problemów zdrowotnych, a nawet zapomina jak się robi klopsy... dziadek też pamięć, nagłe zawieszki, po których następuje przypływ energii, przestaje ogarniać, mój tata traci wzrok, psychicznie też ledwo daje radę (To po nim prawdopodobnie odziedziczyłem problemy ze stresem.), moja mama też już doświadcza starzenia... Z młodego pokolenia jestem tylko ja i moja siostra... Która ma i będzie miała wszystko w dupie. Jakiś czas temu pisałem o mojej cioci. (Siostrze mojej mamy.) Moja siostra tak bardzo ją przypomina... Boję się, że to wszystko zostanie na moich barkach, udźwignięcie tej rodziny, opieka nad rodzicami, kiedy siądą... Mój wujek (Brat ojca.) ożenił się stosunkowo nie dawno będąc starszym od mojego ojca. Jego syn ma roczek... Kiedy kuzyn będzie w moim wieku, mój wujek będzie miał już 60 lat... Mój ojciec jest lekko po 40, a już dostrzegam znaki czasu... Współczuję kuzynowi...