Jest jednak coś czym stresuje sie bardziej niż samym egzaminem. Jest to wybór szkoły. Jak dotąd mieliśmy dwa spotkania w związku z tym tematem, jedno z dyrektorem, drugie z nauczycielem z liceum. Subiektywizm był do przewidzenia i to normalne, ale zamiast nas trochę pokierować przez to wszystko, to oni jeszcze bardziej mieszają nam w głowie i przeklamują fakty (np dali nam do porownania siatki godzin liceów, ktore byly skrajnie falszywe). Nie wiem juz w co wierzyc. Chciałem iść na biolchem, mniej wiecej wiedziałem do jakiej szkoły, teraz nie mam już pojęcia do jakiej szkoły i klasy. To jest masakra. Nie tylko ja, ale 3/4 mojej klasy ma zfilcowany mózg i jak ja niewiedzą ci zrobić. Po jednym z tych spotkań byliśmy tak zdołowani, że nawet nauczycielka francuskiego próbowała nas jakoś podbudowac...
To wszystko spowodowało, że dzisiaj miałem z kumplem jedną z rozmów z serii poważne, patriotyczne tematy gimbusów publicznie w tramwaju. Główny temat, beznadziejny system szkolnictwa, medycyny etc. Dziwnie sie czuje poruszając takie tematy. Wiem, że nie powinienem, ale nie moge sie powstrzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz