Mam ochotę wrzeszczec, zamęt w mojej głowie jest osatnio nie do zniesienia. Mam problemy z ogarnianiem podstawowych czynności życiowych, mam problem z wstaniem do szkoły, wychodze z domu i ide w innym kierunku. Nie powiem ze moja edukacja na tym nie cierpi. Gdy nie mamy nic tak bardzo się nad sobą uzalamy tak jest nam zle, tak fatalnie. Ale jakos ta monotonnia pozwala nam funkcjonować i wstawać codziennie rano. Jednak gdy mamy wszystko zaczynają się schody. O tak, wtedy dopiero mozemy zaznac piekła na ziemi. My ludzie jestesmy tak zachłannymi istotami, ze nie potrafimy dokonywać wyborów i najchętniej wszystko bysmy zachowali dla siebie. Jestem rozjebana lub jakby powiedział moj kolega potyrana na całości.
Jakie to straszne mieć cele całe życie, robić wszystko by je zdobyć, poświęcać się, płakac godzinami i nagle jak jestesmy juz tak blisko ze czujemy ze go mamy to nasz mozg mowi "sry bejbe nie jestem zainteresowany"
Kurwa, wiem ze ten wpis jest zbyt chaotyczny i emocjalny, ale brałam sie do niego długo i naprawde nie wiedziałam jak składnie go napisac. Musze nauczyc się podejmowac wybory. Nie wiedziałam ze jest to takie trudne. Przypomina mi się lekcja j.polskiego i tragedii antycznej gdzie głowna psotac musi wybrac z dwóch równorzędnych racji mimo ze obie skonczą sie katastrofą. Na dodatek myslałam ze wybrałam a tu wszystko sie odwraca do góry nogami. Dobry staje się złym, a zły dobrym. Mozgu, pomocy!
XOXO Nika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz