Wczoraj obudził mnie spam od właśnie tej osóbki, abym wyszedł na miasto. Całkowicie nie spodziewanie musiałem się zerwać i ogarnąć. Rodzice zauważywszy, że wstałem tak wcześnie jak na moje zwyczaje (9 rano) zaczęli się dopytywać czemu tak nagle i czy idę się spotkać z moją dziewczyną... Oczywiście jak to oni "milion pytań do"... Już nawet skłamałem co do płci osoby, z którą się spotykam, aby mieć święty spokój. Wróciłem do domu śmierdzący piwem (Nie spożytym alkoholem... To tylko moje przemoczone ubranie...) i ze sporymi ubytkami na zdrowiu psychicznym... Spędziłem z nią kilka godzin wśród śmiechów i jak zawsze mega pozytywnie. Wieczorem poznałem bardziej jej drugą twarz.
Druga twarz jest wręcz przeciwieństwem tej wesołej, uśmiechniętej, pobudzonej Kotori, z którą spędzałem czas. Ta twarz jest ponura, pesymistyczna, lekko pogubiona, skrzywdzona przez wiele nędznych pijawek, jednak nadal kochająca innych, nawet wrogów, bardziej niż siebie samą. Starając ją pocieszyć przypomniały mi się moje załamania, depresje, jeszcze za czasów Niki, znowu łzy napłynęły mi do oczu. Muszę dziękować Bogu, za to, że już kilka miesięcy nie miałem podobnego stanu. Cały czas zastanawiam się jak mogę jej pomóc, jak udało mi się wyjść z tego dołka. Może to by pomogło, z drugiej strony moje problemy przy tych to drobnostka.
Jedno jest pewne. Zawdzięczam Kotori naprawdę dużo. Nie jest tego świadoma, jednak mocno wpływa na moje życie i na to jak postrzegam świat. W końcu czuję się choć trochę potrzebny, nie myślę, że to wszystko jest bezsensowne... Mam nadzieję, że ta znajomość przetrwa jak najdłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz