Wczoraj odbyło się drugie spotkanie klasowe. Byłem negatywnie nastawiony i znowu miałem nieuzasadniony atak lęku i mdłości... Szedłem trochę z boku, nie lubię rozmawiać w drodze z większą liczbą ludzi. Gdy mi przeszło nawet po drodze porozmawiałem z kilkoma osobami. Na początku chodziliśmy bez celu, gdyż nie mogliśmy ustalić co robimy. Następnie po szlugi. Teoretycznie nikt nie pali, a jak coś do czego to wszyscy, oprócz mnie i jednej osoby. Nie palę i palić nie będę. Moi rodzice i siostra palą, więc i tak jestem już przeżarty tym gównem. Następnie zrzuta na piwko. Poszliśmy do dużego parku, połączonego z laskiem, niedaleko mojego domu i tam wypiliśmy, a ja nawet pogadałem z ludźmi i generalnie spoczgo. Ogólnie dużo chodziliśmy. Nie będę chyba opisywał ludzi, bo to nie ma sensu. Myślę, że w miarę pozytywna klasa, chociaż nadal jestem nastawiony pesymistycznie.
Natomiast dzisiaj miałem w planach popolować na książki. Gdy zakupiłem większość spotkałem koleżankę z byłej klasy, z którą trochę się zżyłem pod koniec gimu. Zgarnęła mnie i skończyło się na tym, że byłem z nią i innymi laskami na zakupach, na sesji zdjęciowej i w domu jednej z nich... Gdy już się od nich uwolniłem zaszedłem do kina, aby zaspokoić potrzeby fizjologiczne (tak bardzo darmowy wc [*]) i gdy wychodziłem rozpętała się ulewa, więc przycupnąłem na przystanku. Kiedy trochę się uspokoiło udałem się do Maka, aby zjeść coś, bo nic wcześniej nie jadłem.. Tam spotkałem kolejną grupkę znajomych i dosiadłem się i znowu pogawędki i odprowadziłem je. Wtedy już prosto do domu. Chomic tak bardzo towarzyski... Czemu dopiero w ostatni tydzień wakacji ludzie chcą ciągle mnie na coś namawiają. Już mnie nogi bolą, drugi dzień z rzędu. To nie jest normalne przy moim stopniu bycia towarzyskim. A jutro szykuje się kolejny zalatany dzień. Ehh...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz