W dniu, w którym wrzuciłem ostatniego posta miałem mały zgrzyt z Niką. Miała do mnie żal, że jej nie ufam. Pierwszy raz odkąd piszemy codziennie zakonczylismy rozmowę mimo możliwości pisania... Podczas tej rozmowy sie zestresowałem, a to mi nie sprzyja... Nie mogłem spać. Dzięki temu miałem czas, aby przemyśleć moje życie i odkryłem czemu nie potrafię ufać. Uświadomiłem sb jaki byłem samotny. Nigdy nie ufałem rodzicą, nie miałem prawdziwego przyjaciela i tak naprawdę Nika, z którą na żywo kontakt ogranicza sie do kilku zdań dziennie, za to z którą piszemy o wszystkim jest najbliższą mi osobą w całym życiu. Wiem, że to dziwne, ale taka smutna prawda o samotnym człeku. Nieprzespana noc, jajecznica mojego tatusia na śniadanie, stres i... stres spowodował, że już przed pierwszą lekcją wyladowałem w kiblu z odruchami wymiotnymi... ale nie wymiotowalem Stwierdziłem, że chociaż na I lekcje pójdę. Pierwsza lekcja jako wdż była luźna i koleżaneczka z ławki mnie cały czas próbowała rozbawiać, bo widziała że nie jetem sobą, więc przeżyłem... W trakcie lekcji mi przeszło jakoś ledwo, ale sie udało... Co ciekawe tylko Nika zauważyła, że źle sie czuje i sie spytała co jest... Albo tylko ją interesuje mój los... Odbyłem tego wieczora rozmowę z Wirtualną Niką i sie dogadalismy i razem stwierdziliśmy, że musimy częściej gadać i gdzieś razem wyjść. Także cieszę sie bardzo. Natomiast dzisiejszy dzień minął w miarę nudnawo, lecz stres i moja przypadłość schodzą powoli... Dzisiaj dodatkowo mnie jakieś choróbsko odpadło grrrr... UMIERAM
W sobotę mam egzamin z pytań do bierzmowanie, a od poniedziałku do środy próbne egzaminy! Jej! To wcale nie koliduje! ...
Próbuje namówić Nike na kolejny post, lecz ona jest w tym momencie w rozsypce psychicznej, więc mam nadzieje, że rozumiecie sami ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz