Mjuzik

poniedziałek, 29 września 2014

Poniedziałek

Dzisiejszy dzień zaliczam do tych dziwniejszych. Nie wiem czemu. Nawet trudno mi opisać, bo niby to był normalny dzień i przebiegał normalnie, ale miałem dziwnie uczucie. Nie czułem się naturalnie. Bolało mnie serce. Nie wiem czemu. Nie piję kawy, nawet biec dzisiaj nie musiałem. Może to ten brak ruchu w weekend tak zaowocował. Oprócz tego po powrocie do domu ledwo zdążyłem zjeść obiad, a już zasnąłem. Nie byłem aż tak zmęczony. Nie wiem co się dzieje.
Znów humor nienajlepszy. Chyba ogólnie poniedziałki tak na mnie działają. W zeszłym tygodniu było to samo tylko w większym stopniu. Oglądałem dzisiaj program na temat efektu placebo. W skrócie. Upijali studentów piwem bezalkoholowym, zmniejszali ból chorego, motywowali przyrost siły tylko i wyłącznie używając sugestii i wizualizacji. Pisałem już kiedyś o mocy ludzkiego mózgu jednak skupiałem się na pełnym użyciu tej siły. Telepatia, telekineza i te sprawy. Jednak kontrola dostępnej nam części mózgu sprawia, że przestajemy czuć ból, możemy wywołać daną reakcje organizmu i pakować, tylko i wyłącznie myśląc o tym. Szkoda, że używam tej zdolności tylko i wyłącznie w drugą stronę. Praktycznie nigdy nie wmawiam sobie rzeczy pozytywnych. Zawsze, albo choroby, albo zły nastrój, albo nienawiść, albo... poniedziałki.

niedziela, 28 września 2014

Cząstka mojej duszy.

Weekend pod znakiem opierdalingu. W ciągu tych 2 dni wyszedłem z domu tylko raz. Zgodnie z postanowieniem do Kościoła, oraz ostatni raz przejść się w pożyczonych glanach. W trakcie tego spaceru po toruńskim parku dowiedziałem się, że nie warto starać się być uprzejmym dla starszych pań, bo i tak obrobią Ci dupę. (y) Może nie wnikajmy w szczegóły.

Doszedłem do wniosku, że pół roku temu, w tym najbardziej burzliwym okresie w moim życiu zgubiłem cząstkę siebie. Cząstkę, która była niegdyś dla mnie bardzo ważna. Tak samo jak 5 lat temu zgubiłem mój fantastyczny świat wyobraźni, który tworzył mi bańkę i zapewniał bezpieczeństwo teraz zgubiłem kolejny stopień mojej o wiele uboższej już wyobraźni. To właśnie ta część pozwalała mi tworzyć liczne teorie. Straciłem duszę filozofa, która dawała mi złudzenie kontroli nad tym wszystkim. Nie potrafię już wydusić siebie nawet zaczątku czegoś co kiedyś towarzyszyło mi na co dzień. Jeszcze rok temu jadąc tramwajem tłumaczyłem wszystko co mnie otacza na swój magiczny, ale realny sposób. Wiedziałem, dlaczego słońce świeci, dlaczego niebo jest niebieskie, dlaczego wszechświat jest tak ogromny, dlaczego ludzie nie mogą zgłębić więcej wiedzy, dlaczego stracili wiele talentów, dlaczego nie mamy boskiej mocy, dlaczego istniejemy, dlaczego Bóg istnieje. Teraz nie wiem nic. Nie mam pewności czy informacje, które do mnie docierają są prawdziwe, czy to wszystko nie jest propagandą władzy, a nawet czy wszytko co mnie otacza jest prawdą. Dlatego nie mogę odnaleźć Boga. Muszę najpierw odzyskać choć część tej zaginionej cząstki, aby znów móc odnaleźć siebie i Boga. Wiem, że nic nie wiem. Straciłem już dwa poziomy mojej wyobraźni, jaki jest następny?

piątek, 26 września 2014

Metal, styl i wieczność.

Dzisiejszy dzień zaskakująco pozytywny. W sumie to cały tydzień był nie zgodny z moimi przewidywaniami po tragicznym poniedziałku. Tak jak wcześniej zapowiadałem dzisiaj przebierałem się za metala na lekcje WOK-u. Wyszło mniej więcej tak:

Do tego pomalowane oczy i tyle. Wyglądałem trochę jak metal po chemioterapii ze względu na mega krótkie włosy, ale wyszło ok. Kilka osób powiedziało mi nawet, że pasuje mi taki styl i powinienem się tak ubierać. (A najpierw zapuścić włosy...) Także czułem się w tym stroju jak najbardziej okej, lepiej niż zazwyczaj. Muszę nawet rzec, że glany są najwygodniejszymi butami ever, a tym czymś na rękę fajnie się bawi i pozostawia fajne dziury a nadgarstku... A nawet do ciasnych spodni mógłbym się przyzwyczaić. Hmm chyba warto jeszcze dodać, że nic na tym zdjęciu nie jest moje... Zapożyczyłem się u 3 różnych osób.
Na co dzień jakoś nie zwracam uwagi na to jak wyglądam. Ubieram byle co. Kiedy idę na zakupy kupuję zazwyczaj 4-5 rzeczy na raz patrząc tylko na rozmiar, czy nie jest pedalsko i czy zmieszczę się w funduszu. Ciekawa odmiana. Chyba powoli będę musiał zmieniać takie podejście do ubioru. W końcu jestem już coraz starszym bykiem i pora zacząć coś sobą reprezentować. Nie mówię tu o danym stylu, ponieważ nie potrafiłbym naśladować czy kopiować takich rzeczy. Mówię raczej o tworzeniu własnego stylu, który podobałby się głównie mi. Najpierw musiałbym rozbudzić w sobie jakiekolwiek wyczucie stylu, choć odrobinkę. Co może być trudne, a wręcz a-wykonalne.

Dzisiaj znów byłem w Kościele. Znów towarzyszyło mi jeszcze mniejsze skupienie i coraz krótsza modlitwa. Pierwszego dnia tego mojego postanowienia praktycznie cały czas będąc w kościele modliłem się do Boga, prowadziłem monolog. Przy poprzedniej wizycie w modlitwie prowadziłem  dialog sam ze sobą, a dzisiaj cisza. Wręcz niezręczna cisza, kiedy to brakuje tematów ze znajomym, lub występuje swego rodzaju blokada. A może już nie potrafię się modlić jak niegdyś... Cały czas próbuję odnaleźć Boga, jednak słabo mi to wychodzi. 

Na j.polskim nadal przerabiamy Biblię. Aktualnie Apokalipsę. Temat bardzo mi bliski. W wieku 10 lat przeczytałem w całości tą księgę. Kiedy to dotarliśmy do części, w której po przeraźliwych plagach, zniszczeniu świata i ukaraniu złych ludzi nastał ten dobry okres Nowego Jeruzalem przypomniały mi się słowa znajomej. Ta część Apokalipsy opisuje, że zbawieni ludzie WIECZNIE będą żyli z Bogiem, w jego światłości, mogąc obserwować Jego "zajebistość". Moja znajoma uświadomiła mi kiedyś jak przeraźliwa jest wieczność. Bez początku i końca, w szczęściu, dobroci Pana, bez potrzeb, smutku, bólu i cierpienia. WIECZNIE... WIECZNIE... Na zawsze w takim stanie... Bez możliwości opuszczenia go...

btw. Ostatnio na moim blogu dużo GrubSon'a. Trochę ukłon w stronę starych, dobrych lat, kiedy nie przejmowałem się innymi i wierzyłem w tą pozytywną energię jaką próbuje przekazać ten artysta. A także wspomnień. Dobre 5 lat właśnie ta muzyka towarzyszyła mi w życiu. Kiedy to byłem samotny bardziej lub mniej.


Ostatnio dopisuje mi humor. Problemy powoli się stabilizują, a zgrzyty równie powoli cichną. Jednak nie zapomnę tego wszystkiego i wyciągnę z tego wnioski. Ciekawe co przyniesie następny tydzień... W którym to minie równy tydzień roku szkolnego.

czwartek, 25 września 2014

Otrzęsiny, nowa stara znajomość.

Wczorajszy dzień przebiegł lepiej niż myślałem. Oprócz tego, że byłem u fryzjera... I zostałem obcięty jak na drecha z bydgoskiego przystało... ~btw. Postanowiłem, że zapuszczam włosy (y) Tzn tak troszkę bardziej niż miałem przed rewolucjami w wakacje pod wpływem ludzi.~ Następnie biegiem ogarnąć strój ministranta i na otrzęsiny klas pierwszych. Strasznie się bałem, że zjebiemy. Ale wyszło zajebiście. Aż przypomniał mi się obóz integracyjny ^^ Powinniśmy wygrać... tak powiedziało kilka osób w tym 2 nauczycieli, ale temat "duszpasterstwo" nie sprzyja. W jury było 2 ultra katolików i antysemita... So sad. Ostatecznie zajęliśmy 3 miejsce. Po otrzęsinach część mojej klasy poszła na piwo. Zmyłem się, ponieważ po pierwsze brak hajsów, a po drugie nie jara mnie picie w locie 1-2 piw za garażami... Jak się później okazało ominął mnie pierwszy klasowy przypał. Otóż spotkali straż miejską, która chciała zabrać ich na komisariat. Ale dali się przekupić w zamian za zostawienie im reszty piw...... *Polska*

Dzisiejszy dzień strasznie mi się dłużył i był mega męczący. Na wfie biegaliśmy Test Coopera. Kiedy dobiegliśmy tych 12 minut mieliśmy iść grać w nogę, ale ja wraz z 3 osobami zagadaliśmy się ze starymi znajomymi ze szkoły, a trener nawet tego nie zauważył (y). Grupka 2 osób przyszła w odwiedziny do nauczycieli itd. W sumie, kiedy chodziłem do gimu nie gadałem z nimi jakoś dużo. Jedną z tych 2 osób była dziewczyna, którą poznałem dopiero na początku 3 klasy, ponieważ chodziliśmy na ten sam fakultet. Na balu gimnazjalnym raz z nią przelotem zatańczyłem i na tym kończy się nasza historia. To właśnie z nią się najbardziej zagadałem i nawet nie wiem kiedy minęło to pół godziny... Nie gadaliśmy w sumie o niczym szczególnym, gimnazjum i nowe klasy/szkoły. To dziwne, że przez 3 lata zamieniliśmy może kilka zdań, a teraz trudno nas było od siebie oderwać. W sumie kolejna taka osoba w moim życiu... i kolejna osoba, do której mam zamiar napisać w najbliższym czasie. (Dłuuga lista 3 osób.) I w sumie tyle. Nic ciekawego i nowego się dzisiaj nie działo.

Szkoła, życie coraz bardziej przyśpiesza. Już kończy się wrzesień. Nim się obejrzymy będą Święta, ferie, Wielkanoc i wakacje. Wpadam w rutynę, której tak nienawidzę... Z drugiej strony trochę ciągnie mnie do tego trybu. Pozwoli mi to nie myśleć o wielu sprawach i wymusi skupienia się tylko na najważniejszych.

Ehh dzisiaj po raz pierwszy zapomniałem iść do Kościoła... I tyle z moich planów codziennych wizyt...

wtorek, 23 września 2014

Przeszłość jak na zawołanie.

Za mną straszny dzień. Rano znów skręciło mnie w żołądku na myśl o szkole. Aż przypomniały mi się napady lęku przed szkołą w tamtym roku... Cały dzień z boku. Czułem się nie komfortowo jak przed atakami... Dzionek strasznie się dłużył. Odczuwałem każdą chwilę i modliłem się, żeby ten dzień się skończył jak najszybciej. Moi "przyjaciele" jak sami się nazywają nawet nie raczyli zapytać się co mi jest. Zamiast tego jedna z "przyjaciółek" podobno ryczała. A i jeszcze robili mi jakieś wyrzuty. Egoiści. Mam coraz bardziej wyjebane na to wszystko. Ale są plusy. Zacząłem gadać trochę z resztą klasy, która nie psuła mi humoru w momentach, kiedy musiałem wymienić jakieś informacje. A drugi plus to taki, że mogłem sobie przemyśleć parę spraw.
Po szkole znów poszedłem do Kościoła. Już w mniejszym skupieniu niż wczoraj. Moje myśli skupiły się raczej w okół mnie samego, niż czegoś wyższego ode mnie. Muszę odreagować ten dzień w jakiś sposób. Albo poczekam. Myślę, że to pierwszy, ale nie ostatni taki dzień w tym tygodniu.

Jutro otrzęsiny klas pierwszych. Znowu będę musiał udawać szczęśliwego i zawsze wesołego człowieczka. Trafił nam się temat: duszpasterstwo... A mnie wybrali do skeczu, hej! ho!

poniedziałek, 22 września 2014

Zew przeszłości.

Przez ostatnie 3 dni dużo myślę o przeszłości... Wręcz z pewną nostalgią. Tęsknię za tymi starymi głupotami. Przeszłość wraca do mnie. Wraz z problemami z przeszłości. Powraca derealizacja, powoli gubię się w tym kim jestem, mieszają mi się maski... Zaczynam kłamać... A przecież obiecałem sobie, że do tego nie dojdzie. Mam już dość tego wszystkiego. Chcę na powrót moją starą hójową klasę. Chcę znów wiedzieć kto jest "zły", a kto "dobry". Chcę znów siedząc z boku klasy mieć czas na myślenie nad samym sobą, Bogiem, sensem życia.

Dzisiaj przez cały dzień towarzyszyło mi deja vu. Tylko czekać, aż przekształci się w derealizację. Znów smętne rozmowy. Udało mi się uzgodnić pewną sprawę i bardzo się z tego cieszę. Dzisiaj po szkole poszedłem do Kościoła. 
Dałem sam sobie obietnicę. Odnajdę Boga. Uwierzyłem we własną modlitwę. Już tyle razy odrzuciłem rękę Boga, który dawał mi znaki... miałem tyle świadectw. Odrzuciłem je - "na później". Teraz moja kolej. Sam muszę Go odnaleźć. Gdzieś tam jest. Jutro też zamierzam zajść do kościoła. Nie wiem czy na mszę, czy tylko się pomodlić. Chcę walczyć, chcę odnaleźć zagubionego siebie. Jednak same chęci nie wystarczą, a siły nie mam.

Ostatnimi czasy uciekałem. Uciekałem, kiedy tylko mogłem. Przed Bogiem, przed trudniejszymi rozmowami, przed uczuciami. Ale pora z tym skończyć. Muszę się zmierzyć z tym wszystkim... Tylko skąd na to wziąć siły?

sobota, 20 września 2014

Powrót weny, niezapowiedziany post.

Wiem, że post planowałem dopiero jutro, ale dzisiaj mam chęć coś napisać ^^

Zgodnie z zamiarem spotkałem się dzisiaj z jednym z członków PGO. Ahhh nie spodziewałem się, że będzie nam się tak zajebiście gadało, po tak długim czasie. Za każdym razem, gdy się widzimy mówimy z coraz większym sentymentem o naszej klasie. Wspominamy wydarzenia jedne zabawne, drugie trochę mniej. Mimo wszystkich przeciwności były to piękne czasy. Dowiedziałem się o kilku smutnych faktach jeśli chodzi o dawnego mnie. Przez 3 godziny gadaliśmy o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Wysnuliśmy już plany na najbliższy czas jeśli chodzi o PGO i byłą klasę. Tzn chcemy zorganizować mały meet z lubianymi przez nas ludźmi ze starej klasy. A także wypad gdzieś na noc. Miło jest tak pogadać ze starym przyjacielem. Tak naprawdę jedynym przyjacielem z tamtych czasach. Oprócz takich lekkich tematów, pojawiły się także cięższe. Otworzyłem się trochę przed nim. Chociażby rozmawialiśmy o moich atakach, które ostatnimi czasy dają mi spokój.  O mojej nowej przyjaciółce... i przede wszystkim powiedziałem mu także coś do czego przymierzałem się od jakiegoś czasu. Pierwszy raz powiedziałem komuś w 4 oczy, że posiadam bloga. Nie wgłębiałem się, a on nie dopytywał się szczegółów. Dowiedział się, że prowadzę go od ponad roku, że poruszam na nim wszystkie tematy włącznie z PGO, a także wie już kto wiedział o blogu, oraz kto wie (W domyśle Kotori). Zrozumiał także sytuację, która zaistniała na ostatniej wycieczce klasowej. Był zaskoczony, ale cieszę się że mu to powiedziałem. Jestem przekonany w 100%, że zachowa to dla siebie.

Ostatnio jedna myśl nie daje mi spokoju. Otóż mam praktycznie wszystko o czym kiedyś marzyłem. Kochaną klasę, bliskich, z kim wspominać, istotkę, na której zależy mi jak na nikim innym, bloga jako odskocznie, jako miejsce w którym mogę poukładać myśli, podsumowywać swoje życie... Jednak czuję pustkę w sercu. W miejscu, w którym kiedyś był Bóg...
Może wydawać się to dziwne, ale tęsknię za swoją może i naiwną wiarą... Za myślą, że ktoś tam jest, czuwa nade mną, rozumie mnie w pełni. Za kościołem jako miejscem wyciszenia, skupienia myśli. Nadal wierzę wierzę w istnienie Boga, ale jest to pusta wiara. Mimo, że obiecuję sobie, że zmienię podejście to nie potrafię się przełamać, aby iść do kościoła, wyspowiadać się, przyjąć komunię i być pewnym swojej wiary. Pamiętam, że nie dalej niż rok temu odkładałem wiarę na później. Dostrzegałem wiele znaków w moim życiu. Nawet wiem, że pisałem o tym posta. Wiedziałem, że Ktoś chce, abym uwierzył, ale ja to odkładałem. Natomiast po bierzmowaniu przestałem dostrzegać Boga. Coraz częściej docierają do mnie dowody przeciw Bogu, a ja nie potrafię się z tym pogodzić. Chcę wierzyć, ale brak mi siły, aby uwierzyć...

piątek, 19 września 2014

"Mam dla kogo być, dla kogo walczyć, dla kogo zostać tu, by razem móc znów marzyć."

Na wstępie chciałbym mega przeprosić za brak postów. Ostatnio nie mam siły na nic, a zwłaszcza na pisanie postów. Nie tylko ze względów fizycznych, rozwijającej się choroby, ale także psychicznych.
Jako, że mam słabą pamięć do dni, wydarzeń i generalnie wszystkiego opiszę tylko najważniejsze wydarzenia.

W środę takim wydarzeniem jest na pewno wpis Kotori na swoim blogu: #3 Dekadentyzm, drugi plan i egoizm. ~Kotori Niesamowicie się wzruszyłem... Pierwszy raz od baardzo dawna poczułem smak łez. Chociaż nie ma czym się chwalić. -500 do poczucia męskości... Wraz z tym postem uświadomiłem sobie co tak na prawdę znaczę dla Kotori, pierwszy raz w życiu poczułem się tak potrzebny komukolwiek... Jednak wraz z tym narosły obawy, że zawiodę, że nie podołam, że zranię, że tak cudowna istotka będzie (znów) roniła przeze mnie łzy.

Następnego dnia ruszyłem do szkoły pełen pozytywnej energii. Mimo to przeczuwałem coś dziwnego. Miałem przeczucie, że dzień nie będzie należał do najszczęśliwszych i tak się też stało. Podwójne okienko z okazji narodzin córki mojego matematyka, po których miał nastąpić wf. Dziewczyny przybiegły do nas z nowiną, że przeniosły sobie wf na wcześniejszą godzinę. W związku z tym chłopacy stwierdzili, że my też to zrobimy, aby szybciej zwinąć się do domu. Los chciał, że klasą z którą mieliśmy łączyć wf jest klasa Kotori... Sytuacja była taka, że ona starała się unikać mojej paczki. A tu nagle mają mieć razem wf. Stwierdziłem, że muszę im powiedzieć o tym co czuje moja przyjaciółka i że stara się ich unikać. I to był mój błąd. Zwłaszcza, że bardzo nie fartownie dobrałem słowa. Narobiło się zamieszanie, które w większej części mnie ominęło... Tutaj może znów posłużę się blogiem Kotori: Nienawiść. ~Kotori Po wf poszedłem wraz z częścią paczki na miasto. Cisza. Smutek... Sytuacja rozwinęła się tak, że musiałem opowiedzieć kawałek historii Kotori, o tym że boi się stracić przyjaciela, o pechowym poniedziałku (o którym mowa w pierwszym linku)... Prawie godzina minęła w ciszy i prawie bez słów. Moja umiejętność wysławiania się w realu strasznie kuleje, więc mówienie o emocjach, uczuciach, ciężkich tematach tym bardziej... Następnie spotkałem się z Kotori, o tym jak przebiegało spotkanie jest mowa w 2 linku i chyba nie mam nic do dodania. Oprócz tego, że nie spodziewałem się takiej ciszy. Ponownie pojawiły się u mnie obawy, że nie podołam i zawiodę...

Wieczorem temat wrócił na fejsbukowej konferencji mojej paczki. A także mimowolnie na czatcie Kotori. I nastało coś czego brakowało mi w nowej klasie... Pierwsza kłótnia. To znaczy taka nie pełna kłótnia. Nie było stron, nikt na nikogo nie był obrażony, zły, ale mimo wszystko utworzyły się dwa powiedzmy obozy. Jedna dziewczyna, która okazywała mi najwięcej miłości i z którą zbliżyłem się fizycznie. A wraz z nią Brodacz, który emocje jakiekolwiek okazuje po raz pierwszy. Negatywne emocje. Oni nastawieni byli mega negatywnie, pesymistycznie, ale i egoistycznie. Tzn Brodacz całkowicie podporządkowuje się lasce, pociesza ją i wgl. W szkole odczułem także, że ma o mnie coraz gorsze zdanie. W drugim obozie ja i druga dziewczyna, z którą na obozie zbliżyłem się psychicznie. Ona twierdziła, że gimnazjum to trudny okres, rozumie Kotori i że powinni dać już spokój. Ja natomiast starałem się im wyjaśniać, prosić, aby zrozumieli moją sytuacje i uczucia Kotori. W pewnym momencie nie wytrzymałem. Włączył się we mnie tryb "mam wyjebane" i dałem im ultimatum, że albo się ogarną i zaakceptują sytuacje, albo niech się sami kłócą sami. Kocham Kotori taką jaką jest i jeżeli im to nie pasuje to już nie moja sprawa. Na tym się skończyło.

Dzisiaj w szkole nadal widoczny był ten podział. Smętający pierwszy obóz i ja z drugą dziewczyną, którzy mają wyjebane i beke ze świata. Starałem się nachodzić także Kotori. Przez cały dzień towarzyszył mi zadziwiająco dobry humor. Spodziewałem się raczej ponurej atmosfery, a bawiłem się dzisiaj w szkole jak nigdy. Na przed ostatniej lekcji w pierwszej lasce chyba coś pękło. Znów stała się wesołą dziewczyną jaką poznałem w pierwszym tygodniu szkoły. Albo ma talenty aktorskie. W pewnym momencie przytuliła mnie jakby przepraszała i powiedziała mi do ucha, że nie chce mnie stracić... Chwilę po tym zadzwonił dzwonek kończący luźną lekcję, a ja poszedłem na spotkanie z Kotori. Znowu spotkaliśmy się bez tej całej otoczki. Było już lepiej niż wczoraj jeżeli chodzi o rozmowę. Ale nie wiem czy nie zadecydował o tym tylko mój dobry humor, czy wracają dobre czasy, kiedy mogliśmy swobodnie gadać o wszystkim i o niczym, bez żadnej blokady. Po powrocie do domu okazało się, że zapomniałem kluczy... Więc pospałem chwilę pod drzwiami i wrócił mój ojciec... Słabe zakończenie świetnego dnia.

W Toruniu trwa Festiwal Fantastyki i Gier Copernicon. Niestety ze względu na fundusze nie mogę wziąć udziału... Natomiast spotykam się z członkami PGO... Następny post przewiduję w niedziele, więc wyczymajcie :3

wtorek, 16 września 2014

My mates.

I zaczął się 3 tydzień szkoły. Z dnia na dzień wracam do domu coraz bardziej zmęczony. Dzisiaj na przykład po przyjściu ze szkoły zasnąłem na podłodze... Oprócz zmęczenia towarzyszy mi coraz większa nienawiść do ludzi. Może to złe słowo. Bardzo złe i wyolbrzymione. Ale mam już ich dość, nawet mojej klasowej ekipy. Między innymi za wścibskość i za to, że według  ich logiki w szkole powinienem zadawać się tylko z nimi. Okej rozumiem - przyjaźń kwitnie, trzeba wzmacniać więzy, ale bez przesady. Znowu uruchomił mi się mechanizm pesymizmu. Idąc dzisiaj przez miasto wraz z tymi ludziami przez pół drogi mówiłem jak to ja nienawidzę ludzi, słońca, szkoły, życia, bólu gardła, wstawania, spania, chodzenia i wgl wszystkiego co się rusza i wręcz przeciwnie. Jedna osoba stwierdziła, że jestem hipokrytą, ponieważ sam nienawidzę świata, a innych pocieszam wychwalając go. Coś w tym jest. Sam nie dostrzegam piękna i sensu życia, a innym chce go wskazać. Zastanawia mnie to. Przed gimnazjum nie byłem pesymistą, wręcz przeciwnie. W I klasie gimnazjum także nie... Wydaje mi się, że to ludzie z klasy i z poza udowodnili mi, że świat, ludzie i cała ta otoczka to dno.

Koleżanka, z którą byłem, a w sumie jestem blisko fizycznie znowu uaktywniła się pod tym względem. Dodatkowo zaczyna mnie mocno męczyć, ponieważ czepia się wszystkiego i doszukuje się drugiego sensu. Praktycznie na każdej przerwie jest choć jeden mniejszy lub większy foszek. Jeżeli jest coś większego to od razu po szkole przeprasza mnie w esemesie mówiąc jaka to jest beznadziejna... A że mam miękkie serduszko to zawsze ją pocieszam, biorę wszystko na siebie i chce przekazać jest optymizm będąc pesymistą. Cholernie mnie to męczy i mam już jej dość powoli.
Natomiast druga dziewczyna z naszej gromadki wydaje mi się coraz bardziej kochana i zawsze stara się nas godzić i wgl, wiem że po tym o czym gadaliśmy przy ognisku będzie nam łatwiej się zrozumieć w cięższych chwilach.
 Brodacz uaktywnia się coraz bardziej. Z dnia na dzień jest coraz bardziej pewny siebie, przytula obie dziewczyny, a nawet zniżył poziom swoich żartów do zboczonych. Co jest dziwne, bo jak dotąd był całkowicie aseksualny.
Ah no i jest jeszcze Kotori. Strasznie martwi się o to, że ją zostawię dla mojej klasy. Trochę rozumiem po tym co przeszła przez ludzi. Do tego stopnia o tym myśli, że przeryczała całą przerwę i to z mojego powodu. Podle się z tym czuję do dziś. Na szczęście jej chłopak wie co zrobić w trudnych dla niej sytuacjach. W odróżnieniu ode mnie. Teraz staram się być przy niej jak najczęściej. Chociaż te 5 minut na przerwie, aby nie dawać jej powodów do myślenia, że mogę ją opuścić...

btw. Kotori założyła bloga. PastelMasochistkiKotori. Na razie wieje tam pustką, ale znam jej zdolności redagowania tekstu, która przewyższa moje 3-krotnie.

Dzisiejsza muzyka na blogu niesie za sobą wiele pięknych wspomnień. Z przed 3,5 roku. Kiedy to spędziłem miesiąc w sanatorium, wśród zajebistych ludzi. będąc jeszcze dzieckiem i idiotą. Mając 12 lat zraniłem tam 2 osoby, w tym jedna przeze mnie cięła się bardzo bardzo. Nie zmienia to faktu, że był to najpiękniejszy okres mojego dzieciństwa. Po tym wróciłem do mojego miasta i znowu stałem się szarą myszką, która jest wykorzystywana i ma tylko fałszywych przyjaciół.

niedziela, 14 września 2014

Autumn is coming.

Kolejny wrześniowy weekend za nami. Pierwsze przejawy jesieni już się pojawiają... Z drugiej strony temperatura letnia.  Niech już spadnie śnieg! Mam już dość słońca.
Wczoraj do późna odpoczywałem, potem na urodziny do kuzyna (pierwsze urodziny). Trochę się wynudziłem, trochę zjadłem, porobiłem zdjęcia z nudów, pobawiłem się z kuzynem kuzyna, który jest starszy o pół roku, ale już ogarnia i można się z nim trochę pobawić z nudów. Jaram się tym, że już weszło nawyk rozmawiać o wojnie przy każdej okazji. Momentami śmiać mi się chciało co wygadywali... Medialna paćka. Aż przypomina się fragment Tuwima:

"(...) Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną.

I znowu mówią, że Ford... że kino...
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną. (...)"

Nie wiem czemu, ale lubię ten wiersz z XX-lecia. Ten okres wydaje mi się bliski...
Potem z moją 4 osobową ekipą z klasy wbiliśmy na skajpaja. I znowu zjebałem sprawę z Kotori... Nie odpisałem, kiedy powinienem. Niby nic wielkiego, ale podle się z tym czułem, aż do dzisiaj. Potem przerwa i znowu wbiliśmy z nudów. Do 3 w nocy na skajpaju....
Dzisiaj na 11 poszedłem na Toruński Zombie Walk. Czyli poprzebierani za zombie ludzie łażą po mieście i są strzelani przez przebranych wojskowych. Było troszku śmiesznie, ale trwało 0,5h zamiast 4h i mało znajomych i w ogóle się zawiodłem. Potem do domciu. Dobry obiad i na spotkanie z koleżanką z klasy... Wróciłem do domu i powinienem się uczyć, ale mi się nie chce x.X
Jutro mam pierwszy raz lekcje na godzinę 8... i chyba umrę.

Cały czas próbuję wymyślić jakiś ambitny temat, a co ważniejsze zmotywować się do pisania. Te posty, które ostatnio wrzucam, czyli opisowe swego życia są łatwiejsze, ponieważ siadam i piszę, dodatkowo rozmyślam nad danymi sytuacjami i zdarzeniami.

piątek, 12 września 2014

Emocjonalny piątek.

Dzisiaj po szkole spotkałem się z ludźmi z PGO, wieczorem byłem w Plazie Toruńskiej. Nothing special. Jakiś dzisiaj taki smutający dzień. Nikt nie ma chęci gadać, a jedyna osoba, z którą udało mi się skontaktować ma doła i rozkminiam z nią sens życia i cięcia się. Otrzymałem dzisiaj od Kotori dziwnego sms'a po czym nie miałem z nią kontaktu. Martwię się trochę o nią. Martwię się także o to, że tracę powoli tematy do rozmów z przyjaciółmi z PGO... Nie chce im mówić o blogu, o tej lasce z mojej klasy, bo głupio trochę, a ostatnio żyję tym, oraz nową klasą, a ile można gadać o tym samym... We mnie strasznie dużo emocji. Chyba nie długo pójdę do parku się wykrzyczeć...

czwartek, 11 września 2014

Powrót do polityki

Po przeczytaniu ostatniego postu Kotori w sposób dość dosadny delikatnie powiedziała mi co sądzi o tym co robię odnośnie mojej nowej znajomości, o tym kogo jej przypominam swoim zachowaniem... że to co robię nie jest dobre. Miała rację. Pogadałem z tą laską i mimo, że nadal jesteśmy dość blisko staram się dystansować. Wczoraj nastąpił jeszcze jeden zgrzyt między mną a Kotori z tylko i wyłącznie z mojej winy. Poczuła się zrzucona na daleki plan. Strasznie głupio mi się zrobiło. Byłem mega zły na siebie za te dwie sytuacje. Wyobrażałem sobie, że nasza znajomość zacznie się sypać... że stracę przyjaciółkę... Wiele jej zawdzięczam, wprowadziła mnie do lepszego okresu w moim życiu... Jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu... jeżeli nie najważniejszą. W moim życiu w końcu zaczęło się układać. Coraz więcej nauki, zaczynam wchodzić w rutynę, ale podoba mi się to. Przynajmniej na razie. Klasa fajna, nauczyciele też, pozytywne znajomości... Zajebiście.
Zmienię trochę temat. Przez jakiś czas powstrzymywałem się od komentowania polityki skupiając się na sobie i moich uczuciach, ale trzeba być świadomym, że to co się dzieje to jest po prostu absurd i nie daleko do katastrofy...
Wojna Ukrainy z Rosją, a tak naprawdę walka O UKRAINĘ na gruncie bloków polityczno gospodarczych (UE vs WNP), do której miesza się blok militarny NATO. Chociaż tak naprawdę WNP to blok polityczno-militarno-gospodarczy. Dodatkowo w naszym państwie tworzy się 3 front to jest ruch liberalistów, który w wypadku wojny i obalenia systemu uaktywni się i... Ale nie wyprzedzajmy biegu wydarzeń. Do tego zdestabilizowana sytuacja w Polsce. Dymisja rządu, brak zaufania do polityków. Wywieranie presji przez Rosję w postaci przykręcania gazu... A to tylko i wyłącznie pierwsze strony... Dezinformacja panująca na świecie, uruchomiona propaganda, w której żyjemy na co dzień, brak wiarygodnych mediów... Mobilizacja wojsk wszystkich stron konfliktu, prowadzenie wojny na różnych poziomach - jedni bazują na wojskowości, drudzy na sankcjach, z pomocą których szkodzą sami sobie. Na świecie dzieje się bardzo źle. Jedno jest pewne. Przyszłe pokolenia będę miały duuuużo do nauki jeśli chodzi o 3 WŚ.

wtorek, 9 września 2014

Obóz koncentracyjno-integracyjny.

Wczoraj rano ruszyłem na obóz integracyjny z nastawieniem poniżej zera. Byłem wręcz pewien, że zaczniemy się kłócić i wgl hujnia. Mimo oczywistych podziałów i formowania się grup nie doszło do żadnego zgrzytu. Żadnego! Nawet najmniejszego... Nawet zajęcia organizowane były w miarę okej, a jedzenie dobre i na czystych naczyniach... (W odróżnieniu od obozu w gimnazjum, w tym samym miejscu) Może ludzie (Nie tylko Kotori, ale także jednostki z mojej klasy.) mają rację co do tego, że muszę przestać być tak skrajnym pesymistą. Było mega pozytywnie, pośmialiśmy się trochę mocno, przebrali mnie za Sida z Epoki Lodowcowej (Może wrzucę zdjęcie jak zdobędę takowe.) i poznałem wielu ciekawych ludzi. Oprócz tego, że mam straszne problemy z imionami, za co się na mnie mocno denerwują to pojawiły się także pierwsze plotki dotyczące mnie tak samo jak innych ludzi. Ale to chyba nieuniknione. Tak minął cały dzień, aż do ogniska. Ahh dodam jeszcze, że oprócz tego, że staraliśmy się gadać ze wszystkimi to trzymaliśmy się w takiej grupce ja, Brodacz i te dwie dziewczyny, o których mówiłem ostatnio. No i ognisko. Świetny czas, świetne miejsce, pełnia, piękne widoki, atak lęku... Tak. Nie obyło się bez tego. Miałem 3 ataki odruchu wymiotnego. Ale moja grupka jakoś starała się mnie podeprzeć. Jakoś mi przeszło. Na początku było wesoło i zabawnie, potem robiło się coraz smętniej i tworzyła się atmosfera. Trochę powspominałem z kumplem z gimnazjum stare dzieje. Zbliżyłem się także pod względem fizycznym do tej laski, z którą pisałem. W sensie siedziała mi na kolanach, przytulaliśmy się i wgl. Plotka o tym, że my coś świrujemy poszła już na zajęciach, bo nawet nie raczyli trochę udawać... Na ognisko to się pogłębiło do tego stopnia, że przytoczę rozmowę z moim wychowawcą:
"- A wy długo się znacie?
 - No tak z tydzień, od rozpoczęcia roku...
 - A to krótko jesteście razem."
Może tego już komentował nie będę.
Przy ognisku zbliżyłem się także do tej drugiej dziewczyny jednak raczej pod względem psychicznym. Tzn wiedziałem, że jest od nas rok starsza ze względu na wcześniejsze problemy zdrowotne, ale nie znałem szczegółów. Dowiedziałem się, że wszystko zaczęło się od małego kleszcza. Choroba rozwinęła się do tego stopnia, że zaczęła atakować rdzeń kręgowy... Po wyleczeniu kumpela przeszła wiele stanów depresyjnych, oraz miała ataki lęku. Przechodziła to baardzo podobnie jak ja w najgorszym momencie. Tzn Odruchy wymiotne codziennie rano w szkole, ciągle występujące złe samopoczucie... Opowiadała mi jak z tym walczyła, o swojej klasie, która to jeszcze bardziej utrudniała, a ja powiedziałem to samo o sobie. Jesteśmy bardzo podobni do siebie. Oboje baliśmy się nawrotu problemów w liceum, oboje mieliśmy lekki atak na pierwszym spotkaniu klasowym... Nie spodziewałem się tego. Porozmawialiśmy szczerze także z innymi ludźmi i mega pozytywnie.
W nocy praktycznie nie było ciszy nocnej, więc gadaliśmy, graliśmy, jedliśmy i generalnie pozytywnie. Nie obyło się także bez szczypty bekowego pedalstwa... Chodzi o teksty nie czyny, nie macie się o co martwić. Rano mieliśmy jeszcze kilka zajęć i do Torunia.
Jednak to nie koniec dnia. Umówiłem się z smsową dziewczyną, aby się lepiej poznać. Dużo chodziliśmy, gadaliśmy... a także doszło do kolejnego zbliżenia między nami. I to już większego niż siedzenie na kolanach... Jakoś tak samo poleciało, ale mimo że trochę się zagalopowaliśmy wystopowaliśmy i nie doszło do niczego poważniejszego. Zrozumieliśmy się bez słów, aby nie przekraczać pewnych granic. Później zaczęliśmy gadać... Już wiem, że nie oczekuje niczego poważnego, just fun. Kocha swojego chłopaka. Jest świadoma, że jest to w pewnym stopniu zdrada, ja też wiem już gdzie jest granica i zamierzam jej pilnować... Może to dziwne, bo to nie ja "zdradzam" partnera, ale czuje się odpowiedzialny za to co się stanie. Nie wiem co ją do tego popycha, mogę się tylko domyślać. W końcu są od siebie 600 km...
Jest to bardzo w nie moim stylu. Gdybym przeczytał to pół roku temu nie uwierzyłbym... W sumie teraz też nie wierzę. Mam wrażenie, że to tylko sen... Z drugiej strony mam 16 lat i oprócz tego zerowe doświadczenie, o czym ona wie. Może to głupie, ale podoba mi się to. Średnio zgadza się to z moim ja, ale wierzę, że mam swój rozum i nie popadnę za bardzo w to wszystko...

ps. Piosenki z tła nie bierzcie na poważnie, jest to raczej sarkastycznie dopasowane do końcówki posta, a poza tym wpadła mi w ucho ^^

niedziela, 7 września 2014

Pierwszy weekend licealisty.

Stwierdziłem, że wystarczy już postów w stylu "O nie! Polubili mnie. To tragedia!" i użalania się nad tym. Muszę się dostosować, być sobą nie zmieniać się i nadal działać zgodnie z moimi powiedzmy wartościami, tzn nie być fałszywym i wgl.
Wczorajszy dzień spędziłem w domu. Głównie ze względu na cholerny ból brzucha... Pomyślałem nawet, że to może być wyrostek robaczkowy... Na szczęście dzisiaj obudziłem się już bez tego problemu. Praktycznie cały dzień pisałem z Kotori, która baaaardzo pomogła mi ogarnąć tą całą sytuację z klasą i moją koleżanką... Z wyżej wymienioną także dużo pisałem. Cały czas staram się dystansować, ale nie jest to proste, gdy cały czas mi słodzi. Nie chce z nią gadać przez telefon na temat, jakie ma plany wobec mnie, bo to dziwne. Jednak jest już postęp i nie mówi, że mnie kocha tylko, że kocha mnie po przyjacielsku... Friendzonowanie trwa xD Jestem coraz bardziej przekonany, że ona oczekuje ode mnie just fun. Jej chłopak jest daleko - 600 km stąd, a ona ma duże potrzeby, z tego co już zdążyłem się zorientować... Możecie się już domyślać w jakim sensie just fun. Czymś takim jestem średnio zainteresowany. Jestem osobą spokojną i mało pewną siebie, co za tym idzie mało pasuje mi ta rola. Z drugiej strony mógłbym nabrać trochę doświadczenia w sprawach damsko-męskich, gdyż w wieku 16 lat jest ono zerowe. Wprost jestem cipa w tych sprawach. Mam zamiar na obozie integracyjnym, na który jutro wyjeżdżam pogadać z nią o tym czego ode mnie oczekuje i ogólnie tego naszego "hehezwiązku".
Dzisiaj byłem w lesie. Grzyby powinno zbierać się jak najwcześniej. My byliśmy w południe, a i tak zebraliśmy całe wiaderko. Na dodatek chyba jadalne, ponieważ zjadłem je 1,5h i na razie wszystko w porządku. Oprócz tego znalazłem szczękę. Czaszkę jakiegoś dziwnego i niezidentyfikowanego stworzenia:

Wygląda strasznie. Zwłaszcza jedynki, które skierowane do przodu...

EDIT: Sprawdziłem i to uzębienie należy do dzika x.X


Jak wspomniałem wcześniej wyjeżdżam jutro na obóz. Byłem tam już 3 lata temu i wiem czego mogę się spodziewać... Na przykład pierwszych kłótni :)))

piątek, 5 września 2014

Piąteczek i znowu klasa...

Pierwszy piątek, piąteczek, piątuniu w tym roku szkolnym. A ja już mam dość. Może nie tyle nauki, bo nie mam jej tak dużo, ale sam fakt późnego wracania, wstawania... i ludzi... Przez 3 lata trzymałem się z tyłu, obserwowałem. Potem PGO, czyli w końcu prawdziwa przyjaźń, gadanie prawie tylko z nimi, unikanie ludzi.  I nagle przełom poznaje Kotori, 35 nowych ludzi w klasie, wśród których nie muszę trzymać się na uboczu, a nawet nie mogę. 2 chłopaków praktycznie cały czas za mną łazi, nie mówiąc o lasce, o której wczoraj mówiłem, do której dołączyła jeszcze jedna... Dzisiaj prawie się pobili o to, żeby usiąść ze mną na 3 nowych lekcjach... Jest to dla mnie szok i nie potrafię odnaleźć w nowej sytuacji. Zdaję sobie sprawę, że to dziwne i wcześniej czy później będę musiał zmienić swoje nastawienie do życia, ale nie czuję się gotowy, ani na to, a ni na związek...
Poznałem może 1/3 klasy. Reszta jest dla mnie prawie anonimowa... Źle mi z tym, że ktoś mówić mi 5 (dosłownie) razy jak ma na imię w jeden dzień, a ja i tak nie zapamiętam. Wyczuwam także negatywną energię wobec mnie, ze strony nie których ludzi i w sumie nie dziwię się... Szczerze to czekam, aż to wszystko się zjebie. Mówię otwarcie w klasie, że stawiam na to, że na obozie integracyjnym (Który mamy poniedziałek-wtorek) potworzą się pierwsze obozy i zgrzyty między nami. 
Generalnie mam dzisiaj dość słaby humor, chociaż staram się tego nie pokazywać. Cały dzień boli mnie brzuch i generalnie troszkę chujowo...
Jeszcze chyba wypadałoby napisać coś o tej dziwnej sytuacji wczoraj odnośnie koleżanki z klasy. Pisaliśmy wczoraj bardzo długo. Okazała się zboczeńcem, większym ode mnie... Dowiedziałem się między innymi co robiła ze swoim chłopakiem. Tak naprawdę to nasze rozmowy dzisiejsze kręciły się wokół tego... Mało się znamy i mam wrażenie, że słabo się dogadujemy pod sensem hmm merytorycznym. Np. ja mówię/piszę coś w żartach, a ona odbiera to na serio. Już kilkukrotnie przepraszałem ją za coś w tym stylu. Szkoda, bo np z Kotori nigdy nie miałem takiego problemu. Zawsze się jako tako dogadujemy. Ubolewam także troszkę, że jestem mało asertywny i nie chcę powiedzieć czegoś co mogłoby urazić kogokolwiek. Co za tym idzie skończyło się na tym, że powiedziałem, że ją kocham. Mimo, że po części w żartach to wcześniej przez gardło nie przeszłoby mi to. W ogóle powstał taki trochę bekowy związek w trójkącie z jeszcze jedną laską. Wróciłem z zeszytem pełnym serduszek, kutasów i innych wyrazów miłości... Nie uniknęła tego także moja prawica, która jest cała w serduszkach i tekstach typu: Kocham Chomiczka... W pewnych momentach już przestaję ogarniać czy coś jest na serio czy nie. Na przykład był jakiś temat na temat zboczony. Ostatecznie nie ogarnąłem, że ona pyta się serio o wyjście gdzieś razem, a nie o wyjście razem do toalety w żartach... 
Jest to takie bekowe i wgl, ale chyba zaczyna przekraczać pewne granice... Generalnie ktoś z 3 osoby (np ktoś z klasy) mógłby powiedzieć, że my tak na serio. Ja przybrałem pozycje bierną i mimo, że nie mówię nic z własnej woli, lecz trochę przez podpuszczenie (Nie chce mówić nic co by uraziło. Znowu kłania się brak asertywności.) wychodzą dziwne rzeczy...

czwartek, 4 września 2014

Trochę o klasie i znajomościach.

Powoli zaczynam wchodzić w rutynę. Wstaje-biegnę-szkoła-miasto-tramwaj-TV/obiad-ogarnianie szkoły-komputer-pogawędka z matką-sen. Raczej nic ciekawego. Jednakże nie miałem ataku derealizacji, ani nawet złego humoru odkąd poszedłem do szkoły. Owszem wracam codziennie coraz bardziej zmęczony, ale to ze względu na codzienne lekcje do godziny 15. Przynajmniej mój organizm ma wystarczającą ilość snu mając codziennie na 9-10, ale jednak siedzenie do tej 15 na najgorszych lekcjach, umysł wysiada. Dzisiaj miałem wf na końcu i nawet wtedy nie miałem, żadnych problemów z ciśnieniem... Co jest dziwne przy moim dotychczasowym stanie zdrowia. Co jest jeszcze bardziej dziwne jestem lubiany w klasie... Jestem świadomy, że to jest mega dziwne, ale po wielu latach bycia na boku nie mogę dostosować się do tego, że ciągle z kimś gadam, ktoś chce ze mną siadać i czuję zainteresowanie moją osobą.
Na przykład na religii bazgrałem oto coś takiego:

Jak widzicie nie jest to wysokiej klasy rysunek... A nawet zerowej. Uważam to za bazgroły bez większej wartości. Praktycznie siłą zmusili mnie do pokazania po czym zachwycali się do tego stopnia, że mam jutro pokazać 2 dziewczynom moje inne twory... Wezmę je, ale mam nadzieję, że zapomną. Kolejny mój przejaw bycia dziwnym. Nie chcę pokazywać komuś czegoś, ale mimo wszystko biorę to do szkoły...







Coraz bardziej zżywam się z brodaczem, o którym mówiłem w poprzednim poście. Poznaje go i każda nowa rzecz, którą o nim wiem jest na plus. Na przykład dzisiaj dowiedziałem się, że siedzi w świecie manga/anime. Myślę, że jeśli tak dalej pójdzie to dołączy on do PGO. Poszukujemy członków, a on pasuje idealnie i wiem, że reszta go polubi, ponieważ jest w dużej mierze połączeniem naszych cech. Pokazał mi dzisiaj w Piśmie Świętym parę rzeczy, które dają do myślenia... Ale może poczytam trochę o tym i napiszę osobnego posta. Jeżeli on powstanie będzie o długowieczności ludzi (w Piśmie) i... nienawiści Boga do ludzi. Tak.. o tym mówi Biblia.
Spotykam wiele osób z byłej szkoły, które ignorowały mnie w gimnazjum, a teraz gadają, dopytują się, chcą się spotykać... Byłem nawet u byłej wychowawczyni wraz z 2 osóbkami i ona też twierdzi, że się zmieniłem... Oh jak ja to się nie otworzyłem i  że żartowniś się ze mnie zrobił. Czuję się dziwnie. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji i nie wiem czy mam się cieszyć, że w końcu się wyrobiłem i teraz mogę iść w świat z podniesioną głową, czy może czekać, aż wszystko się zjebie. Mam wrażenie, że nie jestem sobą. Z drugiej strony inny być nie potrafię... A może tylko sobie wmawiałem, że jestem indywidualistą i odtrącam ludzi...
Jeszcze jedno. Zacząłem się dobrze dogadywać z jedną z dziewczyn w klasie. Chyba nawet pisałem o niej, gdy komentowałem spotkanie klasowe. Kolejna osoba ubierająca się na czarno i można powiedzieć metalówa... Siedzimy razem na 2 lekcjach w sumie przez przypadek. W tym na matmie, czyli razem siedzimy z 2 razy dziennie. Dogadujemy się i wgl, ale nie spodziewałem się, że napisze do mnie w dość głupiej sprawie i wciągnie mnie w rozmowę. Pisaliśmy esy (komputer jej się zepsuł) przez dłuższy czas. Przemyciła w tej rozmowie, to że chce ze mną jeszcze na jakiejś lekcji usiąść i że mnie lubi bardziej niż resztę klasy. Jestem naprawdę dziwny, ponieważ zamiast cieszyć się z faktu, że fajna dziewczyna, z podobnymi zainteresowaniami mnie polubiła to zmartwiłem się, ponieważ brzmiało to tak jakby coś czuła... Przecież nie jest to powód do zmartwień, a ja zachowuje się jak ciota... Nie jestem pewny siebie, zwłaszcza względem dziewczyn. "Mam wrażenie, że urodziłem się w nie moim świecie." Cytat z anime, który świetnie opisuje moje podejście. Nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek związku, zaręczyn, ślubu i dalszego życia. Zawsze byłem obserwatorem i teraz boję się tego świata...

ps. Ona ma chłopaka... podobno gdzieś daleko, związek na odległość i wgl....

wtorek, 2 września 2014

Nowa klasa... ciąg dalszy.

Moje wczorajsze negatywne podejście do klasy, uległo dzisiaj rotacji o 180º. Już na pierwszej lekcji dosiadły się do mnie 2 osoby i śmialiśmy się ze wszystkiego. Poznałem kilka ciekawych i normalnych osóbek. Klasa zaczyna się dzielić, a ta normalna część klasy o zgrozo lgnie do mnie... Jakoś przestaje powoli wierzyć w mój indywidualizm... Albo po prostu wyrastam z tego, albo otoczenie nie zmusza mnie już do bycia samotnikiem. Znam wiele indywidualistów, którzy przeszli metamorfozę i teraz są nawet bardziej towarzyscy od innych. Wręcz zaczynam przyciągać ludzi. Troszkę mnie to przeraża. Jeszcze nikt nie dogryzł mi ze względu na dzielnice, na której mieszkam, nikt mnie nawet nie obraził... Co w poprzedniej klasie było normą, codziennością. Wgl uważam tą klasę za dziwną pod względem towarzyskim. Wszyscy moi znajomi narzekają, że klasa na razie jest cicha, każdy boi się odezwać. A u nas jest wręcz odwrotnie. Każdy gada z każdym... Generalnie większość nauczycieli znam, sympatyczni jak zawsze, więc tutaj nie ma co komentować. Spotykam wiele znajomych twarzy, w tym nawet kilka razy dziennie Kotori. W klasie najbardziej zakumplowałem się z jednym z kolesi, których wcześniej nie znałem (Nie ma fb...), jest religijny i lubi politykować. Jak dla mnie super. Przynajmniej na razie. A i ma brodę. Broda jest utożsamieniem dobra, tak samo jak koty.
 Po szkole znowu spotkałem się z niektórymi członkami PGO. Znowu wspominaliśmy, znowu planowaliśmy i ogólnie super integracja. Co jest zabawne przez wakacje nie spotykaliśmy się prawie wgl, a teraz? Codziennie. Przynajmniej póki natłok zajęć nie przeszkadza.
Rozpiera mnie pozytywna energia i motywacja. Bardzo bałem się, że kiedy wrócę do szkoły powrócą moje napady lęku i stresu. Jednak przy dzisiejszym stanie rzeczy jest to mało realne. Mimo wszystko nie zachwalajmy tak bardzo po pierwszym dniu w szkole. Podobnie było prawie rok temu. Nigdy nie zapomnę tekstu, który tu napisałem. "Zawsze chciałem taki być. Jestem szczęśliwy i już na zawsze tak zostanie"...

ps. Zawsze staram się dodawać do bloga muzykę, która odzwierciedla mój nastrój, lub sytuację. Dzisiaj pierwszy raz wrzucam japońską piosenkę. Jest to opening/intro/wejściówka jednego z nowych anime. Wiem, że nikt nie zrozumie i mało komu będzie się chciało szukać tłumaczenia, ale bardzo polecam :3

poniedziałek, 1 września 2014

Wieś, licealista, powrót PGO.

Wczoraj niemal cały dzień spędziłem na wsi. Byłem wraz z mamą u jej koleżanki, zleciało się pół rodziny w małym domku. Odbył się jakiś festyn, na którym trochę się ponudziłem, ale lubię czasami posiedzieć bez sensu, samemu. Odpręża mnie to. Po powrocie do ich domu posiedziałem trochę z dzieciakami i nawet śmiesznie było. Generalnie 2-3 lata kiedy tam byłem ostatnio miałem wrażenie, że są w moim wieku, może odrobinę młodsi. Byli mojego wzrostu, a jeden nawet wyższy. Wczoraj uświadomiłem sobie, że są o wiele młodsi... O wiele niżsi ode mnie... Ale nie było strasznie. Niestety nie udało mi się spotkać z Kotori, która mieszka nieopodal na co liczyłem.
Dzisiaj I września... Byłem, zobaczyłem i smutnełem, że w klasie nie ma nikogo normalnego - sami SWAG'erzy, lub metale. Mój melancholijny humor pogłębiła mega ulewa, która towarzyszyła mi w tym czasie. Jednak ucieszyło mnie, że spotkałem osoby m.in. z byłej klasy, za którymi tęskniłem... Tak wiem co mówiłem o mojej klasie, jednak 3 lata odbiły się na sentymencie. Najwięcej radochy sprawiło mi spotkanie z PGO (W dość wybrakowanym składzie.), za serce złapały mnie wspomnienia, kiedy to szliśmy do pewnego miejsca na terenie szkoły. Ustaliliśmy wiele spraw odnośnie dalszego funkcjonowania naszej grupy. Byłem mega podekscytowany, w sumie nie tylko ja.
Jutro pierwszy, prawdziwy dzień w szkole. Mam na 8.55, lub 9.50 (Muszę się jeszcze upewnić.) i myślę że przynajmniej przez pierwszy tydzień będę obserwował. Nie angażował się w nic. Nie chce popełnić błędów z gimnazjum.