Wiem, że post planowałem dopiero jutro, ale dzisiaj mam chęć coś napisać ^^
Zgodnie z zamiarem spotkałem się dzisiaj z jednym z członków PGO. Ahhh nie spodziewałem się, że będzie nam się tak zajebiście gadało, po tak długim czasie. Za każdym razem, gdy się widzimy mówimy z coraz większym sentymentem o naszej klasie. Wspominamy wydarzenia jedne zabawne, drugie trochę mniej. Mimo wszystkich przeciwności były to piękne czasy. Dowiedziałem się o kilku smutnych faktach jeśli chodzi o dawnego mnie. Przez 3 godziny gadaliśmy o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Wysnuliśmy już plany na najbliższy czas jeśli chodzi o PGO i byłą klasę. Tzn chcemy zorganizować mały meet z lubianymi przez nas ludźmi ze starej klasy. A także wypad gdzieś na noc. Miło jest tak pogadać ze starym przyjacielem. Tak naprawdę jedynym przyjacielem z tamtych czasach. Oprócz takich lekkich tematów, pojawiły się także cięższe. Otworzyłem się trochę przed nim. Chociażby rozmawialiśmy o moich atakach, które ostatnimi czasy dają mi spokój. O mojej nowej przyjaciółce... i przede wszystkim powiedziałem mu także coś do czego przymierzałem się od jakiegoś czasu. Pierwszy raz powiedziałem komuś w 4 oczy, że posiadam bloga. Nie wgłębiałem się, a on nie dopytywał się szczegółów. Dowiedział się, że prowadzę go od ponad roku, że poruszam na nim wszystkie tematy włącznie z PGO, a także wie już kto wiedział o blogu, oraz kto wie (W domyśle Kotori). Zrozumiał także sytuację, która zaistniała na ostatniej wycieczce klasowej. Był zaskoczony, ale cieszę się że mu to powiedziałem. Jestem przekonany w 100%, że zachowa to dla siebie.
Ostatnio jedna myśl nie daje mi spokoju. Otóż mam praktycznie wszystko o czym kiedyś marzyłem. Kochaną klasę, bliskich, z kim wspominać, istotkę, na której zależy mi jak na nikim innym, bloga jako odskocznie, jako miejsce w którym mogę poukładać myśli, podsumowywać swoje życie... Jednak czuję pustkę w sercu. W miejscu, w którym kiedyś był Bóg...
Może wydawać się to dziwne, ale tęsknię za swoją może i naiwną wiarą... Za myślą, że ktoś tam jest, czuwa nade mną, rozumie mnie w pełni. Za kościołem jako miejscem wyciszenia, skupienia myśli. Nadal wierzę wierzę w istnienie Boga, ale jest to pusta wiara. Mimo, że obiecuję sobie, że zmienię podejście to nie potrafię się przełamać, aby iść do kościoła, wyspowiadać się, przyjąć komunię i być pewnym swojej wiary. Pamiętam, że nie dalej niż rok temu odkładałem wiarę na później. Dostrzegałem wiele znaków w moim życiu. Nawet wiem, że pisałem o tym posta. Wiedziałem, że Ktoś chce, abym uwierzył, ale ja to odkładałem. Natomiast po bierzmowaniu przestałem dostrzegać Boga. Coraz częściej docierają do mnie dowody przeciw Bogu, a ja nie potrafię się z tym pogodzić. Chcę wierzyć, ale brak mi siły, aby uwierzyć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz