Na przykład na religii bazgrałem oto coś takiego:

Jak widzicie nie jest to wysokiej klasy rysunek... A nawet zerowej. Uważam to za bazgroły bez większej wartości. Praktycznie siłą zmusili mnie do pokazania po czym zachwycali się do tego stopnia, że mam jutro pokazać 2 dziewczynom moje inne twory... Wezmę je, ale mam nadzieję, że zapomną. Kolejny mój przejaw bycia dziwnym. Nie chcę pokazywać komuś czegoś, ale mimo wszystko biorę to do szkoły...
Coraz bardziej zżywam się z brodaczem, o którym mówiłem w poprzednim poście. Poznaje go i każda nowa rzecz, którą o nim wiem jest na plus. Na przykład dzisiaj dowiedziałem się, że siedzi w świecie manga/anime. Myślę, że jeśli tak dalej pójdzie to dołączy on do PGO. Poszukujemy członków, a on pasuje idealnie i wiem, że reszta go polubi, ponieważ jest w dużej mierze połączeniem naszych cech. Pokazał mi dzisiaj w Piśmie Świętym parę rzeczy, które dają do myślenia... Ale może poczytam trochę o tym i napiszę osobnego posta. Jeżeli on powstanie będzie o długowieczności ludzi (w Piśmie) i... nienawiści Boga do ludzi. Tak.. o tym mówi Biblia.
Spotykam wiele osób z byłej szkoły, które ignorowały mnie w gimnazjum, a teraz gadają, dopytują się, chcą się spotykać... Byłem nawet u byłej wychowawczyni wraz z 2 osóbkami i ona też twierdzi, że się zmieniłem... Oh jak ja to się nie otworzyłem i że żartowniś się ze mnie zrobił. Czuję się dziwnie. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji i nie wiem czy mam się cieszyć, że w końcu się wyrobiłem i teraz mogę iść w świat z podniesioną głową, czy może czekać, aż wszystko się zjebie. Mam wrażenie, że nie jestem sobą. Z drugiej strony inny być nie potrafię... A może tylko sobie wmawiałem, że jestem indywidualistą i odtrącam ludzi...
Jeszcze jedno. Zacząłem się dobrze dogadywać z jedną z dziewczyn w klasie. Chyba nawet pisałem o niej, gdy komentowałem spotkanie klasowe. Kolejna osoba ubierająca się na czarno i można powiedzieć metalówa... Siedzimy razem na 2 lekcjach w sumie przez przypadek. W tym na matmie, czyli razem siedzimy z 2 razy dziennie. Dogadujemy się i wgl, ale nie spodziewałem się, że napisze do mnie w dość głupiej sprawie i wciągnie mnie w rozmowę. Pisaliśmy esy (komputer jej się zepsuł) przez dłuższy czas. Przemyciła w tej rozmowie, to że chce ze mną jeszcze na jakiejś lekcji usiąść i że mnie lubi bardziej niż resztę klasy. Jestem naprawdę dziwny, ponieważ zamiast cieszyć się z faktu, że fajna dziewczyna, z podobnymi zainteresowaniami mnie polubiła to zmartwiłem się, ponieważ brzmiało to tak jakby coś czuła... Przecież nie jest to powód do zmartwień, a ja zachowuje się jak ciota... Nie jestem pewny siebie, zwłaszcza względem dziewczyn. "Mam wrażenie, że urodziłem się w nie moim świecie." Cytat z anime, który świetnie opisuje moje podejście. Nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek związku, zaręczyn, ślubu i dalszego życia. Zawsze byłem obserwatorem i teraz boję się tego świata...
ps. Ona ma chłopaka... podobno gdzieś daleko, związek na odległość i wgl....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz