Mjuzik

piątek, 26 września 2014

Metal, styl i wieczność.

Dzisiejszy dzień zaskakująco pozytywny. W sumie to cały tydzień był nie zgodny z moimi przewidywaniami po tragicznym poniedziałku. Tak jak wcześniej zapowiadałem dzisiaj przebierałem się za metala na lekcje WOK-u. Wyszło mniej więcej tak:

Do tego pomalowane oczy i tyle. Wyglądałem trochę jak metal po chemioterapii ze względu na mega krótkie włosy, ale wyszło ok. Kilka osób powiedziało mi nawet, że pasuje mi taki styl i powinienem się tak ubierać. (A najpierw zapuścić włosy...) Także czułem się w tym stroju jak najbardziej okej, lepiej niż zazwyczaj. Muszę nawet rzec, że glany są najwygodniejszymi butami ever, a tym czymś na rękę fajnie się bawi i pozostawia fajne dziury a nadgarstku... A nawet do ciasnych spodni mógłbym się przyzwyczaić. Hmm chyba warto jeszcze dodać, że nic na tym zdjęciu nie jest moje... Zapożyczyłem się u 3 różnych osób.
Na co dzień jakoś nie zwracam uwagi na to jak wyglądam. Ubieram byle co. Kiedy idę na zakupy kupuję zazwyczaj 4-5 rzeczy na raz patrząc tylko na rozmiar, czy nie jest pedalsko i czy zmieszczę się w funduszu. Ciekawa odmiana. Chyba powoli będę musiał zmieniać takie podejście do ubioru. W końcu jestem już coraz starszym bykiem i pora zacząć coś sobą reprezentować. Nie mówię tu o danym stylu, ponieważ nie potrafiłbym naśladować czy kopiować takich rzeczy. Mówię raczej o tworzeniu własnego stylu, który podobałby się głównie mi. Najpierw musiałbym rozbudzić w sobie jakiekolwiek wyczucie stylu, choć odrobinkę. Co może być trudne, a wręcz a-wykonalne.

Dzisiaj znów byłem w Kościele. Znów towarzyszyło mi jeszcze mniejsze skupienie i coraz krótsza modlitwa. Pierwszego dnia tego mojego postanowienia praktycznie cały czas będąc w kościele modliłem się do Boga, prowadziłem monolog. Przy poprzedniej wizycie w modlitwie prowadziłem  dialog sam ze sobą, a dzisiaj cisza. Wręcz niezręczna cisza, kiedy to brakuje tematów ze znajomym, lub występuje swego rodzaju blokada. A może już nie potrafię się modlić jak niegdyś... Cały czas próbuję odnaleźć Boga, jednak słabo mi to wychodzi. 

Na j.polskim nadal przerabiamy Biblię. Aktualnie Apokalipsę. Temat bardzo mi bliski. W wieku 10 lat przeczytałem w całości tą księgę. Kiedy to dotarliśmy do części, w której po przeraźliwych plagach, zniszczeniu świata i ukaraniu złych ludzi nastał ten dobry okres Nowego Jeruzalem przypomniały mi się słowa znajomej. Ta część Apokalipsy opisuje, że zbawieni ludzie WIECZNIE będą żyli z Bogiem, w jego światłości, mogąc obserwować Jego "zajebistość". Moja znajoma uświadomiła mi kiedyś jak przeraźliwa jest wieczność. Bez początku i końca, w szczęściu, dobroci Pana, bez potrzeb, smutku, bólu i cierpienia. WIECZNIE... WIECZNIE... Na zawsze w takim stanie... Bez możliwości opuszczenia go...

btw. Ostatnio na moim blogu dużo GrubSon'a. Trochę ukłon w stronę starych, dobrych lat, kiedy nie przejmowałem się innymi i wierzyłem w tą pozytywną energię jaką próbuje przekazać ten artysta. A także wspomnień. Dobre 5 lat właśnie ta muzyka towarzyszyła mi w życiu. Kiedy to byłem samotny bardziej lub mniej.


Ostatnio dopisuje mi humor. Problemy powoli się stabilizują, a zgrzyty równie powoli cichną. Jednak nie zapomnę tego wszystkiego i wyciągnę z tego wnioski. Ciekawe co przyniesie następny tydzień... W którym to minie równy tydzień roku szkolnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz